Zajeżdżasz z piskiem opon swym nowiusieńkim, lśniącym czarnym Ferrari, pod
siedzibę budynku, w którym pracujesz. Wysiadasz, wchodzisz do windy i
wciskasz najniższy przycisk na panelu. Winda powoli, aczkolwiek z wielkim
spokojem, opada w dół szybu, zdając się nie zauważać nikłego ciężaru twojej
osoby. Na dole systemy bezpieczeństwa zauważają cię i natychmiast
identyfikują. Zasiadasz wygodnie w fotelu i odpalasz swój "osobisty
komputer", który nie omieszkał zawiesić się już parę razy, po czym
uruchamiasz najważniejszy program, nad którym już od dawna pracujesz. Nagroda
Nobla jest już praktycznie twoja, jeszcze tylko parę testów... Wszelkie
procesy powoli zaczynają się aktywować, a ty ze spokojem otwierasz puszkę
ulubionego napoju i rozsiadasz się jeszcze wygodniej w fotelu...
Na dworze pociemniało. W oddali widać zbliżające się z zatrważającą prędkością pioruny, uderzające raz po raz w powierzchnię ziemi. Natura bywa jednak często nieobliczalnie chaotyczna... Jedno z większych i niebezpieczniejszych wyładowań ukierunkowuje się na główne układy systemu zasilającego, w którym znajduje się twoja kwatera... Jedno małe wyładowanie cząsteczek energii zwielokrotnione ładunkiem "z niebios" uderza nagle w ciebie oraz całą okolicę w zasięgu... Nie giniesz jednak... Jeszcze nie... Przenosisz się w nieokreślone miejsce w czasie i przestrzeni... I od teraz musisz radzić sobie sam...
Tak zaczyna się chyba najpiękniejsza z przygód, w której można świadomie uczestniczyć. Trzymająca w napięciu od początku do końca, z równie nieuniknioną dozą niepewności, wciąga w klimatyczny wir wydarzeń. Wielokrotnie zmusza nas do powtarzania - w nieskończoność mogłoby się wydawać - zręcznościowych fragmentów gry tylko dlatego, aby tymi wymagającymi skorzystania z szarych komórek, zatrzymać na krótki czas akcję. Bardzo często potrafi też udowodnić, że nie tylko wygląd się liczy, odsłaniając wstydliwe dla grafika elementy nagiego artyzmu, aby już w następnej lokacji zachwycić urokliwym geniuszem piękna zastosowanej grafiki. Podczas intra jak i samej rozgrywki, możliwe jest również dowolne manipulowanie rozdzielczością, w ramach czterech głównych (320x256, 320x512, 640x256 i 640x512) dostępnych wówczas na Amidze. Chociaż to tylko taki niewykorzystany bajer, nie wnoszący niczego do radochy płynącej z gry, a powodujący tylko wytrzeszcz oczu i łzawienie.
Gęsty klimat obcości, budują jednak w szczególności sami obcy. Może poza
pierwszymi napotkanymi, czyli potworem z głębin, przerośniętymi jednozębnymi
pijawkami i lwo-podobnym, potrafią się wykazać zaskakującą gracza
inteligencją, schematyczną jednak, czasami aż do bólu. Nadrzędna rasa
dominujących na tej planecie, posiada nawet swój własny język, którego nie
omieszkają użyć czy to żeby wezwać posiłki, czy podenerwować swoich więźniów.
Mógłbym przysiąc, że siedząc w klatce byłem nagabywany przez obcego,
pilnującego mnie czymś w rodzaju: "Hey mister, what's up", a już za
momencik otrzymałem szczere podziękowania od swojego nowego przyjaciela.
Dowiedziałem się nawet, co mnie mocno zaskoczyło (chociaż jego pewnie
bardziej... zabolało), że także i na równie obcej planecie, panuje
podział na płcie. Wszyscy panowie zostali powołani do walki, natomiast
panie zażywają kąpieli w nadwornych łaźniach, w które miałem przyjemność
z impetem się wpakować. Nijak jednak, nie było mi dane zrozumieć żadnego ze
słów piękniejszej (???) połowy obcej cywilizacji. Prawdopodobnie nie byłem
w ich typie, a i mężowie zjawili się w jednej chwili by przerwać mi próby
komunikacji...
To wszystko jednak, tylko po to, żeby w zakończeniu pozostawić nas w kompletnej niepewności samymi sobie, z własnymi myślami i dziwnym uczuciem niepewności co do dalszych losów bohatera. Na szczęście, tu kolejny zachwyt. Równie krótki co genialny i równie genialny co krótki, świetnie wpadający w ucho "kawałek" końcowy powala na kolana aranżacją. Dla tego "utworku" warto skończyć grę! Niejednokrotnie! To jeden z tych kawałków, który gdy pierwszy raz wpadnie w ucho, pozostaje tam na długie miesiące, aby po latach ze wzmożoną siłą przypomnieć o sobie w imię sentymentów. Co więcej, niechaj dodam ku uciesze amigowskiej braci, że tylko w naszej wersji popełniono ten utwór.
Ciekawostką, może wydawać się fakt istnienia osobnych wersji tytułów. "Inny
świat" istnieje w wersji amerykańskiej jako "Out of this world". Długo można
by się sprzeczać, który tytuł jest dla niej lepszy, jednak nieuniknione
pierwsze wrażenie daje o sobie znak przy podejściu do tej gry.
Niestety gra ta, jak zresztą każda, ma swoje minusy. Na szczęście nie dotyczą one w głównej mierze jej samej, lecz autorów. W amigowej wersji brakuje dwóch dosyć ciekawych i bardzo trudnych poziomów, wyjaśniających pojawienie się w czymś, co przypomina czołg w przedostatnim poziomie. Całkiem ciekawie ominięto ten fragment w grze, ale nie świadczy to zbyt dobrze o programistach. Drugi minus, według mnie, to jej kontynuacja, która nigdy nie pojawiła się dla naszego komputera. Napisano ją pod licencją tylko i wyłącznie dla konsolki Sega CD. Tym bardziej wydaje się to podejrzane, kiedy spojrzeć na "naszą" CD32, mocno przewyższającą możliwościami konsolkę Segi. Jak już jednak mówiłem, wydano ją na podstawie umowy o "exclusive". Czyli kolejny raz prawdziwym staje się powiedzenie: "Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze". Niestety...
Opis przejścia gry możecie znaleźć tutaj.
Another World - Delphine Software 1992 | ||||
![]() |
85 | ![]() |
2 | ![]() |
![]() |
85 | ![]() |
OCS/ECS | |
![]() |
95 | ![]() |
||
![]() |
Absolutna amigowa klasyka. Szkoda tylko, że do bólu liniowa... |