Myślę, że nikt się nie obrazi, jeśli w pierwszym zdaniu tego artykułu napiszę: "Kto nie wie co to "Dune II", ten parówa". Grę tę, będącą jedną z pierwszych w swoim rodzaju i stanowiącą pierwowzór dla wielu współczesnych strategii, zna bowiem chyba każdy. Pamiętam, jak grałem w nią na A600 podpiętej do telewizora, a potem na A1200 – wracałem bowiem do "Diuny" wielokrotnie, podobnie jak do cyklu książek autorstwa Franka Herberta, z którego zaczerpnęła pomysł na fabułę. I trzeba przyznać, że jest w niej to coś, co sprawia, że nie chcesz odpuścić i – mozolnie zdobywając kolejne połacie Arrakis – marzysz o tym, aby znów zobaczyć przerażoną minę Padyszacha Imperatora.
Przez szereg lat wielu entuzjastów próbowało (i wciąż próbuje) tchnąć nowego ducha w naszą ulubioną grę (która, było – nie było, osiągnęła pełnoletność już jakiś czas temu). Mieliśmy więc – nie licząc oficjalnych, mniej lub bardziej udanych, kontynuacji – edytory misji, łatki, Super Dune II (rozbudowaną wersję gry, wzbogaconą m. in. o nowe rody), aż w końcu przyszła kolej na "Dune: Legacy" – bazujący na uwolnionych przez Westwood źródłach projekt opensource, który udało się przeportować również na system MorphOS. W niniejszym artykule opisuję grę w wersji 0.95b2 (aktualnie najnowsza to 0.96.1, ale nie została jeszcze przeportowana).
W odpowiedzi na narzucające się pytanie – z góry odpowiadam: "Dune: Legacy" została nie tylko przepisana tak, aby działała bez problemu na nowszych komputerach. Wzbogacono bowiem rozgrywkę o szereg elementów, które to prawie 20 lat temu były trudne albo wręcz niemożliwe do osiągnięcia, a których brak poważnie utrudnia rozgrywkę współczesnemu ("rozpieszczonemu" przez obecne produkcje) graczowi. Jest to więc:
Od czego zacząć?
Dobrym pomysłem jest pobranie i rozpakowanie archiwum z portem, a potem zdobycie plików .PAK z gry "Dune 2" w wersji pod MS–DOS (tak – wiem, że "błeee") i umieszczenie ich w katalogu /data/. Gdy już się z tym uporamy, pozostaje jedynie dwuklik na "dunelegacy" i...
Co wybrać?
Jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, to powinniśmy zobaczyć menu główne. Dostępne opcje to:
Jeśli wybierzemy tryb "Single Player" to będziemy mogli wybrać spośród:
Jak to wygląda?
Pomimo wspomnianych różnic względem oryginału, sama rozgrywka nie różni się znacząco od tego, do czego przywykliśmy. Ta sama, klasyczna grafika, te same budynki i jednostki. Jedyne, czego mi brakuje to muzyki z oryginału – te kawałki MIDI z pecetowej wersji niezbyt mi podchodzą (istnieje co prawda możliwość wskazania grze ścieżki z utworami w formacie .mp3, czy .ogg, ale moje próby zmuszenia "Dune: Legacy" do odgrywania czegoś milszego dla ucha spełzły na niczym – cóż, ten typ pewnie tak ma). Gra się jednak z przyjemnością, a od rozgrywki oderwać się jest równie trudno, jak od oryginału (w pewnym sensie nawet trudniej – o tym za chwilę). Wielka szkoda, że nikt nie pokusił się o to, żeby trochę "przerysować" oryginalne grafiki, czy przygotować ich wersje w podwyższonej rozdzielczości – na razie jej zmiana skutkuje jedynie proporcjonalnym pomniejszeniem wszystkiego i rosnącą frustracją gracza, próbującego "wyłuskać" daną jednostkę mikroskopijnym wskaźnikiem myszy.
Wiadro dziegciu?
Gra w obecnej wersji niestety nie jest pozbawiona wad, a najpoważniejszą z nich jest zepsuta opcja zapisywania gry. Da się ją wprawdzie zapisać, a nawet plik zapisu wczytać, ale grać się dalej nie da – jednostki i budynki stają się nieśmiertelne, zasięg ich strzałów nieograniczony, zanika możliwość odkrywania mapy, a pieniędzy przestaje przybywać. Jedyną możliwością ukończenia kampanii staje się więc albo rozegranie wszystkich dwudziestu kilku misji w jednym "posiedzeniu", albo zapisywanie na samym początku planszy, aby po wczytaniu jej następnym razem dać "restart mission" – daną misję, tak czy siak, trzeba przejść za jednym razem, bez możliwości wczytania pozycji "sprzed zniszczenia połowy bazy Death Handem" albo wysłania na straceńczy, nieudany atak połowy naszych odwodów. Kolejnym, denerwującym bugiem jest fakt, że jeśli fregata wlatuje na planszę w miejscu, gdzie przeciwnik ma swoją bazę, to prawdopodobnie zostanie ostrzelana i... zawiśnie w miejscu, wyładowując ładunek. Co stanie się z Harvesterem i MCV, na które wydaliśmy przed chwilą kupę forsy, w bliskim spotkaniu z wieżyczkami rakietowymi i Siege Tankami przeciwnika nietrudno się domyślić. Szkoda też, że poprawa inteligencji komputerowego przeciwnika polega głównie na tym, że ataki przeprowadzane są teraz większą ilością jednostek (a nie "kapaniem" jak w pierwowzorze), a nadal brakuje śmiałych rajdów "od zaplecza", skupiania się na kluczowych budynkach, że nie wspomnę już o desantach powietrznych, których nie ma w ogóle (a w "Dune 2" występowały).
Summa summarum
Mimo wszystkich krytycznych uwag i zastrzeżeń, jakie wymieniłem w niniejszym artykule, uważam, że warto w "Dune: Legacy" zagrać. Pozwoli nam ona nie tylko przypomnieć sobie "stare, dobre czasy", ale także ponownie, w nieco odmienny sposób przejść całą grę. Zapewniam, że jeśli będziecie się przy tym bawić choć w połowie tak dobrze, jak ja, to... pamiętajcie, że ja bawiłem się dwa razy lepiej! Nie, nie... miało być "to na pewno czeka Was niezła rozrywka".
Archiwum z portem: tutaj, a także na morphos–files.net
Artykuł oryginalnie pojawił się w piątym numerze Polskiego Pisma Amigowego.