Chyba niewielu "chłopców" ominęła atrakcja obejrzenia legendarnego filmu zatytułowanego "Top Gun". Zapewne całe rzesze z was po krótkim czasie zorientowały się, że komputer daje wiele możliwości wcielenia się w walecznego, mężnego, odważnego i przystojnego pilota zasiadającego za sterami siejącego grozę stalowego ptaka. W latach 90-tych, niedługo jak nabyłem Amigę CD32, okazało się, że za niewielkie pieniądze mogę nabyć składankę "The Best of Gamer CD32". Znajdował się na niej "Jetstrike". Na początku byłem trochę zniesmaczony. Grafika jakaś taka uboga, mało czytelna, wszystko takie malutkie. Muzyka jeszcze całkiem, całkiem, ale grywalność nie bardzo przyciągająca. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kolejnej, liczonej już w dziesiątkach kraksie, z zaciekłością i wypiekami na twarzy ponownie zaczynałem grę. Jakimś magicznym sposobem okazało się, że grafika jednak jest dosyć szczegółowa, wyraźna i tak naprawdę wszystko, co jest potrzebne, jest na swoim miejscu. I wcale nie jest za małe - nawet na 14-calowym monitorze. Grając nie mogłem się doczekać kolejnej misji, zniszczenia następnego obiektu z piosenką w tle (i na ustach) "Drop the bomb". Ten kawałek i cała reszta utworów naprawdę zaczęła pasować do całości. A miodek? Szybko zorientowałem się, że gra ma w sobie beczkę tego smakołyku, wymieszaną z trotylem, benzyną lotniczą i posypaną opiłkami stali, które nieraz zachrzęszczą między zębami.
Z czym to się je? Do niezobowiązującej zabawy wystarczy "goła" konsola oraz trochę wolnego miejsca w jej podręcznej pamięci na trzy zapisy stanu gry (recenzję opieram na wersji CD32). Do naszej dyspozycji autorzy oddali kilkadziesiąt samolotów, kilka helikopterów oraz stado maszyn "latających inaczej". Do tego oczywiście arsenał mniej lub bardziej przydatnej broni, tony amunicji oraz hektolitry benzyny lotniczej, dzięki której nasz płatowiec, tudzież śmigłowiec, będzie wykonywał setki różnorodnych misji. Historia jest prosta, krótka i banalna. Organizacja SPUDD postanowiła przeprowadzić zbrojne akcje na całym świecie, a Twoim zadaniem będzie (tradycyjnie) spuścić manto wszystkim "tym złym" i zaprowadzić wszędzie ład i porządek (heh, nawet za pomocą bomb przenoszących góry...). Nagrodą będzie chwała, ordery, emerytura wojskowa (nie mylić z rentą królewny) itd. Główni siewcy zamieszania dysponują dosyć skromnym arsenałem, jeśli chodzi o różnorodność, ale nie martw się - nadrobią to liczebnością i zaciekłością działań skierowanych przeciwko Tobie.
Menu posiada wiele opcji do wyboru. Możemy spróbować zaliczyć misję z określonym parametrem, np. bombardowanie, mgła, misja ratunkowa itp. Możemy również odbyć krótką praktykę, po której otrzymamy certyfikat lotnika. Do tego dochodzi opcja wczytania wcześniej zapisanego stanu gry oraz Aerolipics - gra wieloosobowa, gdzie można się zmierzyć z kolegami na punkty za zaliczone misje (tu ważny jest czas - nie widać jego upływu, ale bądź pewny, że zbyt długa "zabawa" z przeciwnikiem spowoduje spalenie i kraksę Twojego samolotu).
Maszyna stoi już na pasie startowym. Dokoła pełno biegających ludzików, straż pożarna czeka w pogotowiu, aby w miarę szybko dotrzeć do płonącej maszyny i ją ugasić. Obok cysterna, która podjedzie w każdej chwili w celu dotankowania naszej maszyny (tankowanie w locie nie jest wielkim problemem technicznym, ale niestety nie zawsze mamy tyle szczęścia, aby wzbić się wystarczająco wysoko i spokojnie napełnić zbiorniki). Ciekawym rozwiązaniem jest zabranie ze sobą dodatkowego zbiornika, który zawsze można wyrzucić po opróżnieniu. Rozgrzewasz silnik, przełączasz dozowanie paliwa na automatyczny tryb (będzie bardziej oszczędnie), chowasz podwozie po starcie i w drogę... Góry, doliny, pagórki, jeziora, lasy, morza, pustynie, miejskie zabudowania, tajne bazy w dżunglach - jest naprawdę sporo do oglądania. Trzeba jednak mieć się na baczności, bo pojawiający się nagle na naszej drodze element architektury z wysokimi kominami, nie zawsze da się tak szybko i sprawnie ominąć. A przecież dobrze jest latać jak najniżej ziemi - na tak niskim pułapie jesteśmy trudniejsi do zestrzelenia. Dobrze zrozumieją mnie osoby, którym przypadło do gustu latanie samolotem Mig 21 - słodka maszynka, ale podczas takiego nagłego poderwania szybko poczujemy jej tłusty zad. Często przyda się szczegółowe rozpoznanie terenu. Pozwoli to uniknąć wielu niespodzianek.
Rozgrywka w "Jetstrike" jest bardzo różnorodna. Kampanie na określonym terenie podzielone są na misje, które nie są złożone. Może to i lepiej - zwykle ograniczają się do "doleć, zbombarduj, zestrzel", choć natrafimy także na "sfotografuj, ukradnij, uratuj". Nie myśl jednak, że prosto określony cel misji oznacza, że każdą z nich zaliczysz w kilkadziesiąt sekund. Może okazać się, że trzeba zacisnąć zęby, aby sporo oddalony pas startowy, zamienić w ser szwajcarski. Skrupulatnie określone możliwości maszyn dokładnie przekładają się na udźwig broni, apetyt na paliwo, odporność na uszkodzenia oraz właściwości lotne. Nie zabierzemy ciężkich bomb na turbośmigłowiec, który jest bardzo przydatny do działań rozpoznawczych w terenie na niskim pułapie. Paliwożerny, ciężki, ale kuloodporny odrzutowiec nie będzie sobie aż tak dobrze radził z lawirowaniem pomiędzy pagórkami. Z drugiej jednak strony, w starciu w powietrzu pozwoli Ci na wytrzymanie trafienia i bezpieczny powrót, a nawet twarde lądowanie bez pomocy wysuwanego podwozia (tak, tak, nierzadko trzeba wylądować szybko i sprawnie, bo samolot już płonie, a hydraulika dawno przestała działać). Skądinąd "bardzo niski" nalot dywanowy taką maszyną to nie lada atrakcja. Ogólnie w grze posługujemy się samolotami i helikopterami, ale czasem zdarzy się nam użyć lotni lub czegoś innego. Niektóre z maszyn posiadają dodatkowe możliwości po przełączeniu się w ich drugi tryb prowadzenia. Dla przykładu Harrier zawiśnie w powietrzu, a Apache lub K50 będzie w stanie wykonać efektowną pętlę. Atrakcji nie zabraknie, sprzętu do dziurawienia jest sporo, zawsze znajdzie się coś do zbombardowania, "obdarzenia" rakietą krótkiego zasięgu, a może jakąś bombką kasetową. Czasem losowo może dojść też do takich absurdalnych sytuacji jak zderzenie z UFO (po tym incydencie pojawia się tekst "What the hell was that?")!
W założeniu fabuły gra posiada pewien budżet samolotów na przemiał. Od czasu do czasu możemy sobie podreperować ten stan. Jeśli jednak go wyczerpiemy, wtedy po prostu wyleją nas z pracy. Można wspomnieć o funkcji spadochronu, który zwykle ratuje naszego pilota. Niestety, jeśli katapultowaliśmy się za późno, zbyt nisko albo płonący samolot wraz z nami na pokładzie zamienił się w kulę ognia, to wtedy możemy być pewni, że od razu zobaczymy napis "Game over" (dosyć życiowe rozwiązanie i ciekawe, bo jest wiele zakończeń, a co za tym idzie, przyśpiewek na zakończenie; mnie najbardziej przypadła do gustu ta o rekinach).
Czas, aby przyjrzeć się oprawie gry. Zacznijmy od dźwięku. Szczerze mówiąc nie ma się do czegoś przyczepić. Muzyka na naprawdę fajnym poziomie, tworzy otoczkę i jak na tamte czasy było to ewenementem, aby specjalnie na potrzeby gry na Amigę CD32 powstały całkiem profesjonalnie napisane, a później nagrane utwory. Cała oprawa przywodzi na myśl wspomniany na początku film "Top Gun" i inne tego typu produkcje powstałe w latach 80-tych i 90-tych. Wszystko jest cacy, ale jednak znalazł się jeden tzw. "wkurzający" szczegół. Mowa o krótkim dźwięku odrzutowca odtwarzanym za każdym razem przy wyborze opcji, na końcu lub początku misji. Niestety po usłyszeniu go po raz 12456 zaczyna po prostu denerwować. Pozostała oprawa dźwiękowa to już inna bajka. Efekty wybuchów i ogólne odgłosy broni są ładnie opracowane. Jakość nie powala, ale przynajmniej są różnorodne. Co najlepsze, jest ich sporo, raczej nie będziemy znudzeni. Ciekawe, że ktoś zadał sobie tyle trudu, aby w takiej zręcznościówce tak mocno zróżnicować dźwięki poszczególnych silników. Podziwiam tę osobę za spory wkład pracy, dzięki czemu gra się jeszcze przyjemniej - każdy samolot "smakuje" inaczej. Można wspomnieć o kilku tekstach dygitalizowanej mowy, stylizowanej na głosy wygłaszane przez radio. Pojawiają się sporadycznie, ale to również nie przeszkadza. Czasem nawet nie jest za dobrze usłyszeć "cudowny" komunikat "WING HOLLED", po którym nasza maszyna przestaje reagować na ruchy sterów i udaje się w prostej linii ku ziemi (dodać można, że w tej sytuacji katapulta także może odmówić posłuszeństwa). Dźwięków odmiennych, takich jak np. odgłosy tła (miasta lub dżungli) niestety brak, ale nie jest to element, za którym kiedykolwiek miałem czas zatęsknić grając w "Jetstrike".
Grafika w grze jest... mocno ascetyczna. Większość lubi wodotryski graficzne w programach do zabawy, a tu raczej ograniczono się do podstawowych, najbardziej czytelnych szczegółów, które później dopracowano pod kątem każdego pikselka. Mogę jasno powiedzieć, że na początku gra odrzuciła mnie swoim wykonaniem. Tym większe było moje zaskoczenie, że cała oprawa graficzna zupełnie zmienia swoje oblicze po dłuższym zaznajomieniu się z nią. Można to odczucie porównać do albumu muzycznego, który za pierwszym przesłuchaniem w ogóle do nas nie trafia. Wydaliśmy na niego pieniądze i z braku laku, od czasu do czasu, puszczamy materiał. Po pewnym czasie okazuje się, że teksty mają drugie dno, a muzyka całkiem dobrze pasuje do całości. Jeszcze później dociera do nas to, że każdy z tych utworów to część naprawdę zgrabnej całości. Grafika "Jetstrike" jest dosyć oszczędna, ale nie uboga. Z drugiej jednak strony mamy całą masę drobnych szczegółów, w wielu przypadkach animowanych. Na samym początku wita nas króciutkie, skromne wprowadzenie, które raczej ma za zadanie tylko zbudować nastrój, a nie olśnić. Potem przejrzyste menu, sporo opcji. Po zakasaniu rękawów króciutka odprawa, wybór samolotu, wszystko funkcjonalne i skromne. A czym uraczy nas tzw. "orzeszek"? Podczas gry wszystko jest maleńkie. Mamy wrażenie, że siedzimy sobie jakieś 3 km od odbywających się wydarzeń. Widać spory kawałek terenu, na dole ekranu znajduje się złożona, duża listwa statusowa, na której, pomimo wielu wyświetlanych informacji, wszystko już na pierwszy rzut oka jest czytelne i rozpoznawalne. Z wyświetlanych czerwonych diod szybko nauczymy się rozpoznawać co w tej chwili "odpadło" od naszego płatowca.
Pora na ocenę. Świetna, długa gra na zimowe wieczory albo nawet na spotkanie z kumplami. Nie raz pruliśmy w Aerolimpics nawet na 6 osób - śmiechu było co nie miara. Misji jest naprawdę sporo, czasami odstawiałem grę na dzień lub dwa, ale zawsze wracałem. Program ma w sobie to coś, co przyciąga. Czasem włączałem "Jetstrike" tylko dla przyjemności, aby sobie polatać różnymi maszynami - nawet takie granie daje wiele radości. Zabawa nie jest idealna. Pomimo oszczędności grafiki, gra nie posiada pełnego tzw. "framerate". Na gołej CD32 po prostu chodzi troszkę "skokowo" i potrafi czasem poważnie "klatkować" przy wielu obiektach na ekranie. Sytuację ratuje gra na 68040, ale tu z kolei potrzebna jest przelotka, aby słuchać jednocześnie efektów dźwiękowych i muzyki z CD.
"Jetstrike" wydany został w trzech wersjach: dla kości ECS, AGA oraz na płycie CD dla CD32. W tym ostatnim przypadku, sprzedawana była także w nieco okrojonej wersji na składance Gamer Gold Collection. Wersja pełna posiada także dosyć obszerną dokumentację dostępną w menu gry. Instrukcja ma w sobie zaszytą funkcję odtwarzania muzyki z CD. Ciekawe, że w swoim czasie gry nie okrzyknięto rewolucją, bo przecież można zniszczyć praktycznie wszystko, co znajduje się na planszy - prawie tak, jak w najnowszych, lśniących, renderowanych w czasie rzeczywistym produkcjach 3D (choć pewnie można policzyć na palcach jednej ręki te, które rzeczywiście oferują podobny poziom interakcji z otoczeniem).
Kilka przydatnych uwag:
Jetstrike - Shadow Software 1993-1994 | ||||
90 | 2 (ECS), 5 (AGA) lub 1 CD | |||
80 | ECS 1 MB, AGA lub CD32 | |||
100 | ||||