Aktualności Forum Graffiti Publicystyka Teleport
  • Teo

29.07.2008 21:47, autor artykułu: Benedykt Dziubałtowski
odsłon: 4622, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

Teo

TeoTeo "Teo, czyli wyprawa donikąd" - taki pełny tytuł nosi gra wydana przez Timsoft w 1994 roku, a której twórcą jest Sebastian Nowak. Wywiad z nim można przeczytać na naszym portalu. "Teo" jest grą platformową, przeznaczoną dla młodszych odbiorców. Nie ma tu scen przemocy ani hektolitrów krwi. Nasi przeciwnicy ginąc zmieniają się w chmurki. Całemu wydarzeniu towarzyszy odpowiedni do tego dźwięk. Zadaniem gracza, jak to w tego typu grach, jest kolejne pokonywanie przygotowanych przez autora etapów. Jest ich całkiem sporo i raczej w jeden wieczór gry nie ukończymy. Na szczęście dostęp do kolejnych uzyskujemy przy pomocy systemu kodów, tak jak na przykład w "The Lost Vikings", dzięki czemu nie trzeba za każdym razem rozpoczynać gry od początku.

Poziom trudności rozgrywki został wyważony odpowiednio dla małych pociech. Nie będą one miały większych problemów z graniem w "Teo". Poziomy zostały przyzwoicie zaprojektowane, choć jest pewien szkopuł. Mianowicie, w grze zbieramy monety (ciężko jest znaleźć platformówkę, w której zbieramy coś innego). Same monety są porozmieszczane w najrozmaitszych miejscach. Czasami te miejsca są skrzętnie ukryte. Jeśli je przegapimy, to raczej jesteśmy bez szans na powrót, a co za tym idzie, trzeba zaczynać etap od początku. Czasami jest to irytujące.

Grafika w "Teo" prezentuje poziom średnio niski. Gracz ma wrażenie jakby wszystko było wyblakłe. Spowodowane jest to słabym kontrastem kolorów. Co poziom grafika jednak nieco się zmienia, choć praktycznie cały czas mamy wrażenie jakbyśmy grali na monitorze z zepsutym kontrastem. Animacja samego bohatera jest w porządku. W sumie nie ma co tu za bardzo animować. Teo jest dziwaczną głową, która rusza się za pomocą niby-nóżek. A może lilipucich stópek? Faktem jest, że biega. Nasz bohater nie został wyposażony w żadną broń. Jedynym sposobem unicestwienia przeciwnika jest wskoczenie na jego głowę. Skoro już zahaczyłem o przeciwników to powiem, że jest ich kilka rodzajów: jakieś ptaszki, kwiatki, osy i inne uprzykrzacze. Kontakt z nimi kończy się utratą części energii, a gdy ta spadnie do zera, wówczas tracimy "życie". Postacie są sporych rozmiarów jednak podczas samej zabawy nie mamy poczucia tłoku.

Muzyka pojawia się w grze w postaci kilku przyjemnych dla naszych uszu modułów. Nie ma jednak rewelacji - jest przyzwoicie. Utwory wpadają w ucho i nie męczą przy dłuższym graniu. Sample pojawiające się w grze sprowadzają się właściwie tylko do kilku brzęków i już wspomnianego odgłosu śmierci przeciwnika.

Po dłuższej zabawie z grą zacząłem porównywać ją z nieco późniejszą produkcją pana Sebastiana Nowaka - "Łowcą głów", wydaną przez L.K. Avalon, a dostępną do pobrania z działu Rodzynki. Osobiście "Teo" dużo bardziej przypadł mi do gustu, pomimo tego, że ta druga pozycja technicznie jest lepiej wykonana (płynniejszy przesuw ekranu we wszystkich kierunkach).

Pozostaje pytanie: grać czy nie grać? Wszystko zależy od naszego nastawienia i oczekiwań. Gra zajmuje jeden dysk w formacie NDOS. Nie istnieje żaden program instalacyjny na dysk twardy. Gra jednak wczytuje się bardzo szybko nawet na Amidze 500. Napiszę tak: spędziłem przy "wyprawie donikąd" kilka wieczorów i nie uważam tego czasu za stracony. Muszę jednak uczciwie przyznać, że gra nie jest żadną rewelacją. Ot, taka sobie platformówka, która kiedyś tam była wydana.

Teo


 Teo - TimSoft 1995 
45 1 Teo - TimSoft 1995
70 ECS
60

dodaj komentarz
Na stronie SCENA.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem