Aktualności Forum Graffiti Publicystyka Teleport
  • Woodruff and the Schnibble of Azimuth

26.12.2011 17:54, autor artykułu: Konrad Czuba
odsłon: 6255, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

Każdy z nas z pewnością grał kiedyś w grę z serii "Goblins". Słucham? No, może faktycznie nie każdy, ale z pewnością większość. Ech... Dobra, zacznę jeszcze raz...

WoodruffNiejeden z nas z pewnością grał kiedyś w grę z serii "Goblins". Jego pierwsze skojarzenia z tym tytułem to zapewne "nie dająca się pomylić z niczym grafika", "spora dawka humoru" oraz "narastająca frustracja podczas klikania wszystkim na wszystko". Ktoś mógłby w tym momencie skwitować moją dotychczasową wypowiedź wymownym "Tobo, tobo-tobo, tobo..." i pukaniem się w głowę. Faktycznie, artykuł ma być wszak o Woodruffie, a plotę o jakichś goblinach. Ale! Irracjonalizm sytuacji jest mniejszy niż mogłoby się wydawać i to nie tylko dlatego, że też piszemy o przygodówce, będącej zresztą dziełem tych samych twórców (Coktel Vision) i stworzonej jako czwartej w kolei (1991: "Gobliiins", 1992: "Gobliins 2", 1993: "Goblins 3", 1994: "The Bizzare Adventures of Woodruff and the Schnibble"). W przekonaniu, że mamy do czynienia z czwartą częścią "Goblinów" utwierdzamy się bowiem (i to bardziej z każdą kolejną chwilą), gdy tylko zaczniemy w nią grać. Ale do rzeczy:

O co chodzi?

WoodruffW grze wcielamy się w postać Woodruffa, przybranego synka profesora Azymuta. Naukowiec został właśnie porwany i uwięziony przez niecnego Bigwiga i jego pomagierów. W ostatniej chwili nakłada jednak kilkuletniemu brzdącowi prototyp wibromana (urządzenia do postarzania/odmładzania) i ukrywa go w koszu na śmieci. Nieletni świadek porwania już po kilku chwilach w dość spektakularny sposób osiąga pełnoletniość. Z luką w pamięci, w obcisłej i dość niekompletnej odzieży rozpoczyna poszukiwania własnej tożsamości, zaginionego ojca, tajemniczego Sznibla oraz pomsty na zepsutym do szpiku kości Bigwigu (pomsty, dodajmy, za rozprutego serią z pistoletu pluszowego misia naszego bohatera).

WoodruffPoruszamy się (co stanowi pewną nowość w serii "Goblins") tylko jedną postacią, zrezygnowano również z systemu "plansz", które pokonywało się liniowo. Miasto Leglublip-blep (zacznijcie się przyzwyczajać - język, którym posługują się bohaterowie gry jest mocno powykręcany) w miarę postępu w grze odkrywa coraz to nowe lokacje, tak że w ostatecznym rachunku człowiek zaczyna błądzić i kręcić się zupełnie bez sensu, a przedmiotów w plecaku za dużo, żeby próbować "wszystko na wszystkim" - zresztą Woodruff wyczynia wtedy różne obraźliwe gesty, co po kilkunastym razie zaczyna irytować.

Sterowanie

WoodruffGrę na współczesnych amisystemach uruchamiamy za pomocą ScummVM. Po bajecznie prostej (sprowadzającej się do wskazania katalogu z zainstalowaną grą) konfiguracji wszystko działa bez zarzutu, szkoda tylko, że nie da się wczytać zapisanego stanu gry bezpośrednio z poziomu menu ScummVM. W trakcie rozgrywki posługujemy się myszką - lewym przyciskiem wskazujemy Woodruffowi miejsce, w które ma się udać, postać, z którą chcemy prowadzić rozmowę oraz przedmioty do zebrania. Prawym otwieramy inwentarz (po wyjęciu przedmiotu wygląd kursora nieznacznie się zmieni). Tu wspomnę o kilku interesujących rzeczach - nasz bohater w trakcie rozgrywki wzbogaci się o trzy urządzenia, z których będzie musiał korzystać - barometr (meteozon), tobozon i transportozon. Najciekawszy z nich jest ten drugi, łączący w sobie funkcje wideofonu, organizera i faksu. Zamiast cyfr wystukujemy odpowiednie sylaby (korzystamy z nich również bezpośrednio w lokacjach, otwierając zamki kodowe drzwi i skrytek). Oprócz tego w naszym schowku znajdziemy również pudełka (na drobiazgi, papiery, moce, zdjęcia, magiczne sylaby Buzuków i zaklęcia) oraz kreator zaklęć (układamy je z poznanych magicznych sylab). Trzeba przyznać, że gdyby nie pudełka, pod koniec gry nasza kolekcja przedmiotów zajmowałaby chyba pół planszy.

WoodruffPo najechaniu wskaźnikiem na górną krawędź ekranu uzyskujemy dostęp do trzech ukrytych przycisków: obsługa (opcje zapisu/odczytu stanu, zakończenia rozgrywki oraz wersji gry), przedmioty (przegląd inwentarza) oraz opcje (możliwość wyłączenia muzyki oraz - dla tych, których gra wciągnęła na maxa - wgląd w datę, godzinę i długość bieżącej sesji gry). Skoro jesteśmy przy krawędziach ekranu - mała ciekawostka: niektóre lokacje mieszczą się na kilku ekranach (w poziomie lub pionie). Po przesunięciu kursora do krawędzi okna/ekranu (w zależności od trybu w jakim uruchomiliśmy grę) widok płynnie się przesuwa, ukazując niewidoczną dotąd część planszy. Grę testowałem pod ScummVM w wersji dla Windows oraz MorphOS i muszę z nieskrywaną satysfakcją przyznać, że ta druga radzi sobie ze scrollingiem ekranu zdecydowanie lepiej - pod Windows w okienku trzeba się czasem solidnie napocić.

Oprawa

WoodruffGrafikę wyróżnia znana z serii "Goblins" wyrazista kreska i charakterystyczny, karykaturalny wygląd postaci oraz lokacji. W połączeniu z podwyższoną (640x480 pikseli) rozdzielczością i bajecznie kolorową grafiką dają one rewelacyjny efekt końcowy. Jeśli dodamy do tego świetną animację postaci to wiemy już, że czeka nas prawdziwa uczta dla oka. Jeśli chodzi o udźwiękowienie, to zacznę od najsłabszego punktu, czyli tzw. muzyki. W rzeczywistości czeka nas wsłuchiwanie się w zapętlone sample - co prawda dość dobrze oddające mroczny, industrialny klimat ponurego miasta przyszłości, ale po pewnym czasie nużące. Istnieje jednak (o czym wspominałem wyżej) możliwość jej wyłączenia, więc osoby z wrażliwymi uszami i słabymi nerwami będą w stanie grę ukończyć. Dźwięki są bogate, dobrze dobrane i gdzie trzeba (wyraźnie można odróżnić po odgłosie człapania czy Woodruff ma obuwie, czy biega boso), ale prawdziwą wisienką na torcie są...

Dialogi

WoodruffJak przystało na czasy, w których powstała, gra posiada "mówione" dialogi (wyłącznie - nie ma możliwości równoczesnego wyświetlania napisów). I tu niespodzianka - łatwo wejść w posiadanie wersji zlokalizowanej - tak tak, wszystkie postacie z gry potrafią nawijać po naszemu, a wychodzi im to całkiem zgrabnie. Głosy postaci dobrane są moim zdaniem bardzo udanie, a dialogi - jak przystało na zakręconą przygodówkę ze studia Coktel Vision - potrafią zdrowo rozbawić. Humoru ogólnie jest w grze dość sporo, czy to w nawiązaniach do kultury masowej, czy świata gier komputerowych (znajdzie się też gratka dla miłośników Monty Pythona). Ba, układając teksty autorzy pomyśleli o naszym komputerowym światku - świadczy o tym na przykład wypowiedź Woodruffa: "Ta tabliczka ku pamięci jest zrobiona z morfoplastiku - ale tandeta!"

Łyżka dziegciu

Niestety, gra posiada kilka słabych punktów. Zalicza się do nich frustrująco wysoki poziom trudności (niedowiarkom radzę zagrać bez pomocy solucji) i fakt, że są miejsca, gdzie bohater bez ostrzeżenia nadzieje się na "Game Over" - nadaje to grze pewnego dreszczyku emocji, ale w związku z tym warto często zapisywać stan (i to nie na jednej pozycji). Należy się również nastawić na to, że (przynajmniej, póki nie znajdziemy transportozonu) trzeba będzie się zdrowo nachodzić między lokacjami (warto opracować i zapamiętać sobie pewne "trasy", którymi będziemy się przemieszczać). Niejakie problemy sprawia też niedoskonałe spolszczenie (np. według dialogu dostajemy "meteozon", który w inwentarzu opisany jest niespodziewanie jako "barometr", jedne postacie wymawiając imię Bigwig czytają je po polsku, inne - po angielsku itp.). W polskiej wersji językowej niektórym dialogom brakuje też płynności - słychać drobne przerwy w pół wyrazu, a jednej kwestii brakuje w ogóle - Woodruff wypowie ją po angielsku (nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło - można się przy tym przekonać, że głos w polskiej wersji został trafniej dobrany do postaci).

Podsumowanie

Nie jestem szczególnie zagorzałym fanem przygodówek, ale udało mi się kilka w życiu ukończyć. "Woodruff and the Schnibble of Azimuth" (albo, posługując się nazwą z rynku USA - "The Bizzare Adventures of Woodruff and the Schnibble") nie wypada na ich tle źle - jest ładnie wykonana, naładowana sporą dawką humoru i pełna niespotykanych gdzie indziej rozwiązań. Ciekawość co będzie dalej pcha nas do przodu i naprawdę chce się grę ukończyć (choć sceptycznie podchodzę do tego, czy uda się to bez pomocy solucji). Jako ciekawostkę dodam fakt, że gra bardzo podoba się dzieciom - gdy ją przechodziłem, trudno było mi opędzić się od asysty moich pędraków. Wszyscy miłośnicy serii "Goblins", którzy jeszcze nie spróbowali, powinni zagrać w nią obowiązkowo, a i pozostałym z pewnością nie zaszkodzi.

Woodruff

Artykuł oryginalnie pojawił się w czwartym numerze Polskiego Pisma Amigowego.

    
dodaj komentarz
Na stronie SCENA.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem