Gdyby nie wydarzenie które miało miejsce 25 czerwca 1985 roku, Andy Warhol byłby dla nas - amigowców - postacią równie odległą co Michael Jackson czy inny celebryta z lat 80. Tym wydarzeniem była oczywiście premiera naszego ulubionego komputera. Już wtedy Andy Warhol był żywą legendą, a artystyczna bohema postrzegała go jako ikonę awangardy. Nie dziwi więc, że zaproszony został jako gość specjalny do nowojorskiego Lincoln Center, aby zaprezentować światu możliwości nowej, rewolucyjnej maszyny firmy Commodore. Sam Warhol często obwieszczał, że "pójdzie na otwarcie czegokolwiek, z deską klozetową włącznie". Amiga? Czemu nie... Ale czy rzeczywiście był to tylko jeden z setek "eventów", na których król pop-artu odcinał kupony od swojej popularności? A może był to początek Andiego Warhola jako zapalonego amigowca? To pytanie nurtowało mnie od dawna. Postanowiłem więc wyruszyć w archeologiczną podróż po krainie pop-artu w poszukiwaniu brakujących puzzli, z których mógłbym ułożyć tę tajemniczą układankę.
Zacznijmy jednak od początku
Andy Warhol (a raczej Andy Warhola) urodził się 6 sierpnia 1928 roku w Pittsburghu, robotniczym mieście na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych. Jednak jego prawdziwe korzenie sięgają małej wioski w Karpatach, tuż przy granicy z Polską. Rodzice Andiego Warhola byli z pochodzenia Rusinami i wyemigrowali do Ameryki z niewielkiej wioski o nazwie Mikowa (obecnie północna Słowacja). Andy Warhol od dzieciństwa przejawiał talent artystyczny - w każdej wolnej chwili szkicował. W szkole średniej rysowanie zajmowało mu już większość jego czasu. Od wczesnej młodości pracował nad tym, żeby zrealizować marzenie ojca i rozpocząć studia. "Sposób, w jaki uwalniał się od swojego pochodzenia, przez sztukę i talent okazał się bardzo ważny" - zauważył jeden z jego przyjaciół. Za zaoszczędzone przez ojca pieniądze, Andy Warhol mógł wyrwać się z Pittsburgha, miasta niezmiernie smrodliwego i wyjechać na studia do krystalicznej metropolii - Nowego Jorku. W czerwcu 1949 roku, tuż po zakończeniu studiów na wydziale artystycznym Carnegie Institute of Technology, Andy Warhol dostał pracę w magazynie "Glamour", gdzie jako grafik użytkowy zaczynał od rysowania ilustracji przedstawiających... damskie buty. Pewnego razu, właśnie w redakcji tego czasopisma, przez pomyłkę podpisano błędnie jedną z jego prac jako "Andy Warhol". Od tej pory używał tej właśnie formy nazwiska. Szybko stał się wziętym dekoratorem i ilustratorem książek oraz czasopism. Jak wspomina Victor Bockris, autor jego biografii, "Andy realizował rozpowszechniony w świecie reklamy wzór "dziwaka" - dekoratora witryn sklepowych czy ilustratora. Gdy tworzył rysunki, jakich spodziewano się właśnie po kimś takim, jednocześnie przemycał w nich więcej, niż zdawano sobie z tego sprawę".
![]() |
![]() |
Seria obrazów "Puszki z zupą firmy Campbell" (1962 r.) źródło: https://www.artbasel.com/ |
Seria obrazów Marilyn Monroe z 1962 r. źródło: https://artcloud.com/art/marilyn-monroe-painting-by-andy-warhol |
Warhola nie zadowalało jednak uznanie w świecie sztuki użytkowej - chciał wzbudzić zainteresowanie w kręgach artystycznych. Niestety na początku jego prace nie spotkały się z ciepłym przyjęciem. Sytuacja zmieniła się w 1956 roku. Wówczas kariera Warhola zaczęła nabierać rozpędu. Zaczęło się od eksplozji nowego nurtu w sztuce - pop-artu. Andy Warhol był jego bezgranicznym entuzjastą, jednak miał trudności ze znalezieniem własnych tematów i techniki. Nie chciał kopiować "komiksowych" prac Lichtensteina i Rosenquista - szukał czegoś, co miałoby większy wydźwięk. Przełomowy pomysł podsunęła mu jego znajoma projektantka wnętrz, Muriel Latow, która widząc skwaszonego i błądzącego Warhola zaproponowała dla żartu, że za 50 dolarów podsunie mu fantastyczny pomysł. Andy Warhol zgodził się. Muriel zasugerowała, aby "namalował coś, z czym wszyscy spotykają się na co dzień, co każdy rozpozna... na przykład puszkę zupy". Andy szybko wypisał czek na 50 dolarów i tak zrodził się pomysł na serię przełomowych obrazów "Puszki z zupą firmy Campbell". Był rok 1962, ten sam, w którym świat obiegła informacja o śmierci amerykańskiej ikony popkultury - Marilyn Monroe. Andy postanowił namalować sekwencję portretów Marilyn wykorzystując fotos z filmu "Niagara" z 1953 roku. Jak się później okazało, było to jedno z najważniejszych dzieł Warhola. Dzięki technice sitodruku udało mu się osiągnąć efekt powtórzenia, co odnosiło się jawnie do produkcji masowej. Jednak tak naprawdę każde z powtórzeń miało inny charakter, kolorystykę i niedoskonałości. "Warhol, za pomocą serigrafii - dość brutalnej techniki rzemieślniczej - ostatecznie ośmieszył produkcję masową i wyniósł malarstwo na piedestał" - napisał współczesny Warholowi krytyk sztuki Peter Schjeldahl. Od 1963 do końca lat 60., Warhol zajmował się też produkcją filmów tworzonych w swoim nowojorskim studio - słynnej srebrnej "Fabryce". Jednym z najznamienitszych obrazów Warhola był "Sen" - sześciogodzinny film o śpiącym mężczyźnie zdawał się być czymś kompletnie niedorzecznym, jednak ostatecznie zrobił niesłychaną furorę. Andy zastosował w nim prosty zabieg zwolnienia prędkości odtwarzania z 24. do 16. klatek na sekundę, co nadało tej produkcji zupełnie inny wymiar artystyczny. "Nastąpiło pewne przekształcenie znanej nam rzeczywistości" - wspomina Jonas Mekas, amerykański twórca filmowy, dodając - "Warhol proponował nowe spojrzenie na świat, świętował istnienie, spowalniając nasze postrzeganie".
W 1968 roku Warhol cudem uniknął śmierci podczas zamachu na swoje życie. Kula z rewolweru kaliber 32 przeszyła prawy jego bok i wyszła z lewej strony pleców. Zamachowcem okazała się niezrównoważona psychicznie pisarka i feministka Valerie Solanas, która zeznała podczas przesłuchania, że Andy "miał zbyt dużą kontrolę nad [jej] życiem". Tym desperackim aktem przemocy chciała "wyrównać rachunki". Na szczęście, pomimo licznych obrażeń wewnętrznych, chirurgom z New York Hospital udało się "poskładać" Warhola. Niestety Andy nigdy już nie wrócił do pełni sił i przez resztę swojego życia borykał się z problemami zdrowotnymi.
![]() |
![]() |
Portret Debbie Harry namalowany na Amidze w 1985 r. źródło: Amiga World numer 01/02.1986 |
Portret Debbie Harry na płótnie z 1980 r. źródło: https://www.artmajeur.com/ |
W latach 70. Andy Warhol był już międzynarodową supergwiazdą, szczególnie w Europie. Był w zasadzie dziełem sztuki na przemian przykuwającym uwagę i dezorientującym widzów. Wykonywał portrety najważniejszych osobistości polityki i show biznesu. Po otwarciu w 1977 roku "placu zabaw" dla pięknych, bogatych, wpływowych i sławnych (czyli klubu "Studio 54" na Manhattanie) Andy Warhol stał się jego stałym bywalcem. Tam też niejednokrotnie przesiadywał w towarzystwie Debbie Harry, z którą wcześniej znali się z "Fabryki". Debbie (wraz z resztą zespołu Blondie) przychodziła do dziupli Warhola nie tylko po to, aby złożyć mu hołd, ale także by błysnąć na łamach poczytnego czasopisma "Interview", którego redaktorem naczelnym był właśnie Andy. W 1980 roku Warhol wykonał portret Debbie Harry w swoim charakterystycznym, pop-artowym stylu. Debbie niejednokrotnie pojawiała się także w telewizyjnym show "Andy Warhol's TV" emitowanym w amerykańskiej kablówce. Zatem z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że to Warhol polecił seksowną gwiazdę muzyki pop na swoją towarzyszkę podczas premiery Amigi 1000. W końcu przyjaźnili się od lat.
Rysowanie na ekranie
Zanim jednak rozsiądziemy się wygodnie na widowni świeżo odremontowanego Lincoln Center na Manhattanie, warto wspomnieć o przygotowaniach do tej bezprecedensowej gali. W czasie jej trwania miało dojść do dwóch przełomowych wydarzeń - premiery rewolucyjnego komputera oraz powstania pierwszego, cyfrowe- go obrazu autorstwa Andiego Warhola. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Warhol nigdy wcześniej nie korzystał na poważnie z żadnego komputera. Co prawda Steve Jobs w 1984 roku (podczas imprezy urodzinowej syna Johna Lennona) próbował zachęcić Warhola do korzystania z Macintosha, jednak sprzęt spod znaku nadgryzionego jabłka nie wzbudził jego zainteresowania. Niemniej Andy był szczerze uradowany, kiedy na ekranie monitora udało mu się narysować... koło. Może monochromatyczny ekran Macintosha nie przypadł do gustu artyście, dla którego tak ważny był kolor...? Dlatego jeśli chodzi o Amigę, Andy wydawał się być osobą na właściwym miejscu. Jak wspomina Gerard Malanga, jego bardzo bliski przyjaciel, "Andy uwielbiał wszelkiego rodzaju maszyny i gadżety, wykorzystywał nowinki technologiczne i nowe technologie w swoich eksperymentach, wspomagających wykonanie obrazu". Odmienne odczucia miał z kolei Jeff Bruette, programista w szeregach Commodore, najbardziej obeznany z programem Graphicraft firmy Island Graphics, którego Warhol miał użyć podczas tworzenia swojego pierwszego, cyfrowego dzieła. Jeff miał za zadanie nauczyć Andiego obsługi programu oraz ogólnie "oswoić" go z Amigą. Jak się okazało nie było to zadanie łatwe - "Andy był bardzo oporny. Spędzaliśmy poranek na pracy z podstawowymi narzędziami w programie Graphicraft oraz na tłumaczeniu różnicy między prawym a lewym przyciskiem myszy. Potem robiliśmy przerwę na lunch, a po powrocie do Amigi okazywało się, że Andy zapomniał wszystkiego czego uczył się od rana". Dodaje, że prawdopodobnie mózg Andiego był "sprany" długoletnim zażywaniem narkotyków. Jednak w swoim osądzie minął się z prawdą. Tak naprawdę Andy Warhol nigdy nie brał narkotyków (mimo, że wielokrotnie był nimi "obdarowywany" np. w "Studio 54"). Nie pił też alkoholu, a w latach 80. jeszcze bardziej dbał o swoje zdrowie. Ten opór, którego mógł doświadczyć Jeff, był raczej naturalną cechą Warhola, której ludzie spoza jego kręgu nie byli świadomi. Dość powiedzieć, że podczas prezentacji Amigi Andy bezproblemowo operował myszką i poruszał się w programie graficznym tak, jakby znał go od lat. Ta przewrotna natura króla pop-artu objawi się jeszcze kilkukrotnie pracownikom Commodore, ale nie uprzedzajmy faktów.
Are you ready to paint me?
Wróćmy do Lincoln Center, gdzie na scenę, przy aplauzie publiczności, powabnym krokiem wchodzą Debbie Harry i Andy Warhol. Debbie zasiada na krześle tuż przed kamerą podłączoną do digitalizera sprzężonego z Amigą 1000. Następnie, nieco nerwowym głosem, zadaje Andiemu pytanie: "Czy jesteś gotowy mnie namalować?". Debbie rzuca szybkie spojrzenie na podgląd z kamery, poprawia włosy i ustawia się do cyfrowego zdjęcia. Andy Warhol czeka już przy Amidze. Towarzyszy mu Jack Hager, zawodowy grafik w szeregach Commodore, który oprócz rozbawiania zgromadzonej publiki miał dużo poważniejsze zadanie - ratowanie Andiego gdyby przypadkiem "zabłądził" w ProPaint (tak przemianowano program Graphicraft) lub, co gorsza, gdyby Amiga się zawiesiła. Nie było tajemnicą, że program graficzny firmy Island Graphics był jeszcze w fazie wczesnej alfy. Jeff Hager musiał być przygotowany na wypadek konieczności restartu komputera (audytorium miało zostać rozbawione specjalnie przygotowanym żartem). Jednak jak dotąd, wszystko szło zgodnie z planem. Na ekranie Amigi pojawiła się monochromatyczna podobizna Debbie Harry.
![]() |
Andy Warhol i Debbie Harry podczas światowej premiery Amigi 1000. źródło: https://artcollecting.info/andy-warhol-and-debbie-harry-demonstrate-the-amiga-computer/ |
Na jej bazie Andy miał stworzyć swój pierwszy, cyfrowy obraz. Malowanie na Amidze tak wciągnęło Warhola, że zapomniał o przestrodze jakiej udzielili mu wcześniej Jeff Hager i Jeff Bruette. Program ProPaint zawierał błędy. Jeden z nich ukrywał się w algorytmie wypełniania kolorem. Program nie wykorzystywał w tym celu wspomagania sprzętowego i średnio co drugi raz funkcja ta zawieszała program. Dlatego Andy miał używać tylko pędzla, omijając jednocześnie "felerną" opcję wypełniania kolorem. Jednak przekora króla pop-artu zwyciężyła. Jak wspomina RJ Mical, współtwórca Amigi, który obserwował całą sytuację z bliska, "Andy wybrał funkcję wypełniania kolorem, klik, klik, klik. Pomyślałem: Zawiesi się, zawiesi się! Wszyscy inżynierowie na widowni wstrzymali oddech. Mieliśmy jednak niesamowite szczęście. Jakimś cudem algorytm wypełniania kolorem nie scrashował Amigi!". Kiedy Andy skończył malować, wszyscy inżynierowie odetchnęli z ulgą. "To całkiem ładne" - rzekł Andy podziwiając rezultat swojej pracy. "Chyba to sobie zachowam". Andy nie eksperymentował przy swoim pierwszym cyfrowym dziele. Obraz do złudzenia przypominał portret Debbie Harry, który namalował na płótnie pięć lat wcześniej. Żółte włosy, oczy podkreślone na niebiesko, brakuje tylko ust wypełnionych jaskrawym, czerwonym kolorem. Ale może to i lepiej. Kto wie czy podczas kolejnego użycia funkcji wypełniania kolorem Amiga nie zaprezentowałaby swojego własnego dzieła o nazwie... "Guru Meditation" ;).
Wywiad, którego nie było
Wydawać by się mogło, że kontrakt między Warholem a Commodore dotyczył jedynie jego obecności podczas premierowej gali na deskach Lincoln Center. Jednak "pod stołem" udało się przepchnąć kilka dodatkowych ustaleń. Warhol zobowiązał się zostać ambasadorem marki Commodore Amiga oraz udzielić ekskluzywnego wywiadu dla nowo powstałego czasopisma "Amiga World". Magazyn został powołany do życia pod koniec 1985 roku przez Commodore i wydawcę magazynu "Run". Nie dziwne więc, że trzon redakcyjny stanowili redaktorzy tegoż czasopisma (m.in. Guy Wright). Co ciekawe, Commodore obiecało wykupić 10 000 egzemplarzy trzech pierwszych numerów pisma (przy nakładzie 30 000 sztuk). Hitem pierwszego wydania miał być wywiad z Andym Warholem. W zasadzie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Andy Warhol nie udzielał już od wielu lat żadnych wywiadów. Tak naprawdę to on je przeprowadzał na potrzeby swojego własnego czasopisma "Interview" lub w ramach "Andy Warhol's TV". Nawet jego współpracownicy z "Fabryki" przecierali oczy ze zdziwienia, gdy dotarło do nich, że Andy zgodził się na wywiad. Prawdopodobnie wysoka kwota czeku (wypisanego przez Commodore) zmiękczyła nieco Warholową politykę nie udzielania wywiadów. Nie było zresztą tajemnicą, że Commodore bardzo sowicie wynagrodziło Andiego za jego wkład w promocję Amigi.
![]() |
Okładka pierwszego numeru magazynu Amiga World źródło: Amiga World numer 01/02.1986 |
Do przeprowadzenia wywiadu oddelegowano Guya Wrighta i Glenna Suokko. Obaj szybko wpadli w pułapkę. Na wywiad jechali z nadzieją, że Warhol podzieli się swoimi odczuciami na temat sztuki i nowoczesnej techniki komputerowej. Oczekiwali gorącej, błyskotliwej i inteligentnej rozmowy z ikoną awangardy. Niestety nie odrobili pracy domowej. W innym wypadku wiedzieliby, że to twardy zawodnik i podczas publicznych wystąpień większość jego wypowiedzi sprowadza się do apatycznego artykułowania słów w rodzaju "tak" lub "nie". Wysłannicy "Amiga World" po przybyciu do nowojorskiego studia Warhola (w którym miał zostać przeprowadzony wywiad) zastali Andiego podczas pracy przy dwóch Amigach 1000 (jedną z nich dostał od Commodore, drugą kupił sam). Warhol pracował właśnie nad portretem Dolly Parton, popularnej wówczas amerykańskiej piosenkarki. Wokół kręcili się ludzie z "Fabryki". Andy robił monochromatyczne zrzuty portretu Dolly i na Amidze 1000 testował różne zestawy kolorystyczne dla portretu. Na widok Guya i Glenna nawet nie oderwał wzroku. Znany był z pracoholizmu, więc chcąc nie chcąc wywiad musiał zostać przeprowadzony pomiędzy kolejnymi kliknięciami myszki i zgrzytu silnika kamery wideo sprzężonej z digitalizerem w Amidze. Andy w tym momencie wykorzystywał dokładnie taką samą technikę jak podczas prezentacji Amigi. Robił zrzuty obrazu z kamery i edytował w programie ProPaint. Szybko okazało się, że Andy nie ma za wiele do powiedzenia na niemal każde z finezyjnych pytań zadawanych przez ekipę "Amiga World". Jak wspomina Guy Wright, wywiad był istną męką. Oto jak wyglądały odpowiedzi Warhola na niektóre pytania:
GUY WRIGHT: Jak widzisz przyszłość komputerów i sztuki? ANDY WARHOL: Oh, świetne GUY WRIGHT: Jak Ci się podoba korzystanie z myszki? ANDY WARHOL: Mhm, podoba mi się.
Pół biedy, gdy Warhol odpowiadał półsłówkami. Gorzej, gdy odpowiedzi nie miały nic wspólnego z zadanymi pytaniami. Guy Wright desperacko szukał jakiegoś punktu zaczepienia, jednak bez większych rezultatów. Jak wspominał: "Wywiad z Andym to najgorsze doświadczenie w całej mojej karierze dziennikarskiej". To, co udało mu się zarejestrować podczas próby nawiązania kontaktu z Warholem (bo wywiad to zdecydowanie za dużo powiedziane), nie nadawało się do niczego. Jednak szumnie zapowiadana rozmowa z gwiazdą musiała przecież ukazać się w pierwszym numerze "Amiga World". Guy Wright stawał więc na głowie, aby z tych skrawków informacji posklejać sensowny artykuł. W efekcie większość odpowiedzi przypisanych w wywiadzie Warholowi to kreatywna inwencja Wrighta. Nawet zdjęcie na okładce magazynu (podpisane jako praca Warhola) to dzieło kogoś zupełnie innego. Obiecano redakcji "Amiga World", że Warhol przygotuje pracę na potrzeby okładki do pierwszego numeru pisma. Guy Wright zdawał sobie jednak sprawę, że obiecanki Andiego są niewiele warte. Zwrócił się więc do Glenna Suokko, aby na bazie fotografii zrobionych podczas wywiadu stworzył pracę, która wyglądałaby tak, jakby wyszła spod ręki Warhola. I trzeba przyznać, że okładka jest chyba najlepszą częścią całego wywiadu, który oscyluje wokół narzekań Andiego na... brak drukarki. "Kurczę, jeśli miałbym teraz drukarkę, mógłbym po prostu wydrukować ten obraz w tych wszystkich różnych zestawach kolorystycznych i wysłać do Dolly Parton" - bił się z myślami Warhol. Oczywiście w wywiadzie jest kilka bardzo ciekawych spostrzeżeń np. "Masowa sztuka to wysoka sztuka" albo "Obrazy wykonane na Amidze są fajne, bo wyglądają jak moje prace". Jednak trudno jest stwierdzić czy rzeczywiście wypłynęły one z ust Warhola, czy raczej z głowy Guya Wrighta. Czymś, czego z pewnością nie można podważyć jest fakt, że Warhol rzeczywiście namiętnie korzystał z Amigi podczas tworzenia portretów wierchuszki amerykańskiego showbiznesu. Ach... gdyby tylko miał tę drukarkę...
Do widzenia
Rok po ukazaniu się "wywiadu" w "Amiga World" Andy Warhol zaczął podupadać na zdrowiu. Na początku 1987 roku bóle z powodu kamicy żółciowej nasiliły się do tego stopnia, że musiał zwolnić tempo pracy. Sytuacja była na tyle poważna, że zagrażała wręcz jego życiu. Konieczna była natychmiastowa operacja. Jednak Andy panicznie bał się szpitali. Przypominały mu szereg bolesnych zabiegów, które musiał przejść po postrzale w 1968 roku. Jednak ból był już na tyle paraliżujący, że Andy wylądował w końcu na bloku operacyjnym znienawidzonego New York Hospital. Zabieg usunięcia zainfekowanego woreczka żółciowego miał być rutynową operacją. Andy położył się do szpitala w piątek, a wyjść miał w niedzielę. Niestety, w ową niedzielę, 22 lutego 1987 r., król pop-artu umiera z powodu powikłań pooperacyjnych. Miał 58 lat. Podczas śledztwa wyszło na jaw wiele nieprawidłowości. Lekarze nie zgromadzili przed operacją kluczowych danych o stanie zdrowia pacjenta. Nie wzięto pod uwagę jego uczulenia na penicylinę, a personel szpitala dopuścił się szeregu zaniedbań. Trzeba też dodać, że Andy Warhol był bardzo schorowanym człowiekiem. Cierpiał na anemię i wiele innych dolegliwości (postrzał uszkodził aż dziewięć organów wewnętrznych). To wszystko prawdopodobnie zadecydowało o rezultacie tej operacji. Majątek Warhola, szacowany na 100 mln dolarów, zgodnie z jego testamentem został przeznaczony do utworzenia "Andy Warhol Foundation for the Visual Arts" - organizacji wspierającej grantami najzdolniejszych artystów z całego świata. "Dzięki niemu czuliśmy, że nawet najprostsze przedmioty i najzwyklejsze tematy mają w sobie duży ładunek poezji i wiele znaczą" - napisał w pośmiertnym wspomnieniu o Warholu Patterson Sims z Whitney Museum.
Można snuć domysły co by było, gdyby Andy Warhol przeżył operację i nadal odgrywał rolę wpływowego ambasadora marki Commodore Amiga. Czy raczkująca demoscena nie wybrałaby go na swojego papieża (jak to miało miejsce z nurtem punk pod koniec lat 70.)? Niestety czasy panowania Warhola i czasy ogromnej popularności Amigi nie zazębiły się. Szkoda, bo obie "marki" mogłyby na tym bardzo skorzystać. Warhol pozostawił po sobie nie tylko trwały ślad w kulturze XX. wieku. Zostawił też setki pudełek wypełnionych przeróżnymi bibelotami. Był zbieraczem, który każdego tygodnia wyruszał "na łowy". Kupował rzeczy, w których dostrzegał jakąś wartość (zwłaszcza materialną w dłuższej perspektywie czasu). Większość z nich znalazła swoje miejsce w Muzeum Warhola w jego rodzinnym Pittsburghu. Wśród nich jest też kilkadziesiąt dyskietek 3.5" zapisanych w jakimś "dziwnym formacie". Potrzeba było ponad 20 lat, aby ktokolwiek zainteresował się tym, co może być na nich nagrane. Ale to już temat na kolejną część opowieści o Andym Warholu.
ciąg dalszy nastąpi...
chyba że nie ;)
Artykuł powstał na podstawie biografii Andiego Warhola autorstwa Victora Bockrisa. Ciekawostki "amigowe" przytoczyłem z książki "Commodore: The Amiga Years", którą napisał Brian Bagnall. Resztę rzeczy znalazłem w internecie.
W miejscowości Medzilaborce na Słowacji (zaledwie 10 km od granicy z Polską i 6 km od miejsca urodzin Warhola) znajduje się kolorowy budynek, w którym mieści się Muzeum Sztuki Nowoczesnej Andiego Warhola. Niestety wśród pamiątek i oryginalnych dzieł Warhola nie znajdziecie żadnej Amigi 1000 ;). Niemniej jest to bardzo ciekawy punkt turystyczny na mapie Słowacji, a dla osób zainteresowanych pop-artem, wręcz obowiązkowy :)
Muzeum Sztuki Nowoczesnej Andiego Warhola
Andyho Warhola 748/36
068 01 Medzilaborce
https://www.muzeumaw.sk/pl/
![]() |
![]() |
Muzeum Sztuki Nowoczesnej Andiego Warhola w Miedzilaborcach. źródło: https://slovakia.travel/ oraz Wikipedia (Przykuta Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4763479 |
Ciekawe cytaty
Oryginalnie artykuł został opublikowany w Amiga Friendship #2.