Bjorn Lynne to sympatyczny, rozmowny, a przy tym wysportowany gość, który absolutnie nie wygląda na swoje 50 lat. O czasach amigowych opowiada ciekawie i wyczerpująco, chociaż trudno pozbyć się wrażenia, że jest to dla niego rozdział zamknięty. I to niestety na dobre. Spotkaliśmy się we włoskiej restauracji, gdzie pochłonął kilka piw, wielką pizzę i kawę. A później falafele na mieście. Sachy/Wanted Team poprosił mnie o nietypową rzecz - dyskietkę z podpisem Bjorna, co wywołało wielki uśmiech tego ostatniego, niemniej podpis wykonał, a szczęśliwy Sachy zawiesił ją sobie w centralnym miejscu swojego domu - nad kredensem, w którym trzyma dewocjonalia. W spotkaniu uczestniczyli jeszcze Adam „Scorpik” Skorupa i Wojtek „X-Ceed” Panufnik.
Jaki wyglądało Twoje pierwsze zetknięcie ze sceną?
Mój dobry kumpel, gość o imieniu Rune, znany jako Rusc/Crusaders pokazał mi jak robić muzykę na Soundtrackerze. Zanim go poznałem używałem tylko Aegis Sonix. To bardzo stary program. A później pokazał mi Protrackera.
Raczej Noisetrackera?
Racja, Noisetrackera! Protracker pojawił się przecież później.
Tak, w 1990 roku.
Właśnie. A to były lata 1988-1989. Rusc znał jeszcze paru innych gości, którzy mieli Amigi i zaczął ich przyprowadzać do mojego domu. Uważał, że muzyka którą robię jest niezła i chciał ją pokazać innym. W tamtym czasie przychodziło do mnie coraz więcej ludzi i chciało posłuchać mojej muzyki. W pewnym momencie kilku z nich zaczęło mówić o złożeniu dema. I tak właśnie powstała grupa Crusaders. Jednak pierwotna nazwa brzmiała IFF, co oznaczało International Fart Federation (śmiech). Po jakichś 3 miesiącach zmieniliśmy nazwę na Crusaders.
A reszta jest historią!
Otóż. No i tak właśnie wyglądał mój pierwszy kontakt z demosceną, grupami, produkcjami.
Na pewno spędzałeś wtedy mnóstwo czasu przed komputerem. Co na to Twoi rodzice?
Moi rodzice byli rozwiedzeni, mieszkałem z matką. Zanim pochłonął mnie Noisetracker uczyłem się całkiem nieźle. Ale jak tylko wkręciłem się w scenę stopnie zaczęły się gwałtowanie pogarszać. Było coraz gorzej i gorzej. Mam była sfrustrowana – nie mogła zrozumieć dlaczego siedzę przed komputerem zamiast się uczyć.
Pewnie mówiła, że to ci nie da pieniędzy.
Wtedy nawet nie myślałem, że kiedykolwiek będę miał z tego pieniądze. Po prostu robiłem muzykę i nie mogłem przestać. Kiedy moje moduły zaczęły się pojawiać w produkcjach Crusaders i kiedy zacząłem wygrywać music compos, stało się to dla mnie o wiele ważniejsze od szkoły. Ach, zrobić niesamowity moduł, który poleci na party w wielkiej hali i którego będą słuchać setki ludzi, zdobyć pierwsze miejsce – tym żyłem. Niestety było to o wiele ciekawsze od szkoły.
Miałem dokładnie tak samo!
Dopiero 10, 15 lat później, kiedy moja kariera zaczęła nabierać kształtu, mama zrozumiała, że miałem rację.
Czy zanim zacząłeś robić muzykę na trackerze grałeś na jakimś instrumencie?
Tak, zanim dostałem Amigę robiłem proste kawałki na syntezatorze Casio. Miałem też automat perkusyjny Rolanda. Używałem wtedy ZX Spectrum. Jesteś młodszy ode mnie, więc nie wiem czy pamiętasz.
Jasne, że pamiętam. Miałem w szkole zajęcia na ZX Spectrum!
No więc miałem Spectrum...
...z gumowymi klawiszami.
Z gumowymi klawiszami. I podpięty do niego interfejs MIDI.
Wow!
Podłączyłem do niego Casio i maszynę Rolanda i wszystko śmigało. Robiłem proste muzyczki i nagrywałem na kasetę. Na lewym kanale była bitmaszyna, a na prawym Casio. Tak że jeszcze przed Amigą robiłem muzykę. Pierwsza rzecz, jaką uruchomiłem na Amidze to był Defender of the Crown, a druga – Aegis Sonix.
Jak poznałeś gości, z którymi robiłeś Eurocharts?
To byli moi starzy kumple ze szkoły, jeszcze z czasów przed Amigą. Na pomysł zrobienia Eurochartsów wpadliśmy we trójkę z El Cubo i Dr. Outtasight, a później wkręciliśmy resztę Crusadersów. Dokładnie pamiętam moment, kiedy wymyśliliśmy Eurocharts! To było jak szliśmy do sklepu po coca-colę, bo dużo jej wtedy piliśmy. Od mojego domu do sklepu było około kilometra, więc mieliśmy dużo czasu na gadanie. Doszliśmy do wniosku, że fajnie by było mieć na scenie coś w rodzaju listy przebojów, gdzie ludzie mogliby głosować na najlepsze demo, grafikę, muzykę i tak dalej. Nie było wtedy oczywiście Internetu i wszystko szło pocztą. Wtedy dyskietki były czymś w rodzaju „waluty”, bo wszyscy ich bardzo potrzebowali i byli zmuszeni je kupować. Były bardzo cenne! Pamiętam, że wygrałem kiedyś music compo, gdzie nagrodą było 200 pustych dyskietek (śmiech). Wpadliśmy zatem na pomysł, żeby ludzie, którzy chcą zagłosować, przysyłali nam 2 dyskietki – jedna była dla nas, a drugą odsyłaliśmy z najnowszym numerem Eurochart.
Ale w pewnym momencie znudziło wam się liczenie votek...
Byliśmy bardzo aktywni przez 5 lat, codziennie po 4-6 godzin zajmowaliśmy się naszymi chartsami. A w łikendy nawet po 12-14 godzin! Nic dziwnego, że w okolicach 1994 poczuliśmy się wypaleni. Poza tym wielu z nas już wtedy pracowało i po prostu nie było czasu i energii na Eurocharts. Ja i El Cubo odpadliśmy pierwsi, bo byliśmy chyba najbardziej zaangażowani ze wszystkich.
Chciałbym Cię zapytać jak wspominasz okres pracy nad Bacterią, bo to jeden z moich ulubionych musicdisków w historii. Miałem w szkole podstawowej kolegę, który nagrał sobie moduły z Bacterii na kasetę i słuchał na walkmanie. Moje ulubione kawałki to „Who Knows” i „Kilimanzaro” autorstwa Fleshbraina. Pamiętam, że była między wami spora różnica wieku, jak układała się wasza współpraca?
Wyobraź sobie, że nigdy nie spotkałem się osobiście z Fleshbrainem! Kontaktowaliśmy się jedynie listownie i przez telefon. Był strasznie nieśmiały. Ale za to muzę robił niesamowitą. Te zmiany tempa, klimatu, przejścia…
Rock progresywny.
Dokładnie. Tyle się działo w jego kawałkach. Pamiętam jak ludzie mówili mi, że słuchają moich modułów, a ja im odpowiadałem, że powinni raczej posłuchać Fleshbraina.
Jeden z moich ulubionych kawałków Twojego autorstwa to „Niagara”, który został wykorzystany w grze Escape from Colditz. Możesz opowiedzieć jak ten moduł trafił do gry?
Ha, to dosyć zabawne. Pewnego dnia ktoś przynosi mi tę grę, włączam, a tam moja muzyka! Użyli jej po prostu bez mojej wiedzy i zgody.
Tak jak Ci wspominałem, poprosiłem czytelników o PPA o propozycję pytań do Ciebie. Wybrałem kilka z nich. Worms – w jakim formacie jest ta muzyka i czy jest szansa na plik XM?
Muzę do Wormsów zacząłem robić wiosną 1995. Robiliśmy później porty na Amigę, Segę Saturn, Nintendo Megadrive, PC. A muzykę robiłem w… Muszę sobie przypomnieć, to było 21 lat temu… Hmm, niestety nie pamiętam, w jakim to było formacie. Prawdopodobnie było to wiele różnych formatów w zależności od platformy. Jedyne, co pamiętam, to że główny temat powstał jako moduł. Może Team17 ma gdzieś te pliki, ja w każdym razie ich nie mam.
Mam jeszcze kilka pytań od czytelników...
Scorpik: A może my spróbujemy odpowiedzieć zamiast Björna, zobaczymy na ile go znamy (śmiech)
Dobra! To w takim razie pytanie następne. Czy nadal masz Amigę?
Scorpik: Nie!
X-Ceed: Nie!
BL: Nie mam (śmiech).
Czy masz jakieś niewypuszczone moduły?
Scorpik: Nie!
X-Ceed: Tak!
BL: Nie, nie mam żadnych. Wszystko co miałem już dawno wrzuciłem do Internetu.
Czy jest szansa, że jeszcze kiedyś zrobisz moduł do dema na Amigę?
Scorpik: No fucking way!
X-Ceed: Może?
BL: No fucking way! (śmiech) Nie, zupełnie mnie to już nie interesuje.
Smakuje ci ta pizza? Pieczarki i kurczak – dwie rzeczy, których nie cierpię, fuj!
Bardzo! Uwielbiam pizzę, to moje ulubione żarcie.
O, czyli od czasów „Bacterii” nic się zmieniło. Pamiętacie tego scrolla z animowanym gifem, na którym był Björn jedzący pizzę?
Było takowe, fakt. (śmiech)
W 1999 roku wydałeś album „Revive” z remiksami swoich amigowych kawałków. Czy planujesz może drugą część?
Nie, nie planuję. W ogóle o tych rzeczach już nie myślę.
Działasz na wielu różnych polach. Robisz muzykę użytkową royalty free, wydajesz albumy, piszesz muzykę do gier, TV. Co sprawia ci najwięcej radości?
Zdecydowanie gry. Lubię kiedy muzyka jest interaktywna i dostosowuje się do wydarzeń na ekranie.
Scorpik: Myślę, że gry są bardzo ryzykowne dla kompozytora, bo tak naprawdę nigdy nie wiesz, gdzie, w jakiej dokładnie sytuacji twoja muzyka poleci. Przy filmach czy reportażach sprawa wygląda inaczej, bo one są linearne i wiesz, że muzyka będzie podkreślać konkretną scenę.
Fakt, tak się może zdarzyć, dlatego muzyka do gier wymaga więcej pracy, ale i finalny efekt jest ciekawszy niż przy zwykłej muzyce ilustracyjnej.
Czy pamiętasz moment w swojej karierze, w którym zdałeś sobie sprawę, że jesteś w stanie utrzymać się z samej muzyki?
Pamiętam ten moment doskonale. To było kiedy dostałem telefon od Team 17. Zapytali czy byłbym gotów rzucić pracę w Norwegii i przeprowadzić się do Anglii.
To był 1994 rok.
Tak.
Scorpik: Służyłeś już wtedy w armii?
Nie, w wojsku byłem wcześniej - w latach 1986-1987. Kiedy zadzwonili do mnie z Team 17 pracowałem już w wielkiej firmie zajmującej się wydobyciem ropy naftowej.
Czy masz jeszcze dzisiaj jakiś muzyczny cel?
Hm, nie mam żadnych. Ale co dokładnie rozumiesz przez muzyczny cel? Coś naprawdę wielkiego, w rodzaju napisania muzyki do „Gwiezdnych Wojen”?
No, na przykład.
Nigdy nie miałem tego typu marzeń ani nie chciałem być gwiazdą rocka. To nigdy nie było moim celem, ani rzeczą, jaką bym chciał robić.
A czy był taki moment, kiedy chciałeś rzucić muzykę w cholerę i zając się czymś zupełnie innym?
Nie.
Scorpik: No a w Team 17 nie miałeś nigdy dość producentów, którzy kazali ci robić coś tak, a nie inaczej, zmieniać, przerabiać, starać się bardziej?
To był proces stopniowy. Kiedy zacząłem pracę w Team 17 nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście – mam najlepszą robotę na świecie! Znajomi też byli w szoku, kiedy im mówiłem jaką propozycję dostałem. Tymczasem po 10 latach miałem dość. Jak odchodziłem, byłem naprawdę szczęśliwy.
Ilekroć musisz gdzieś wpisać swój zawód, co wpisujesz? Kompozytor? Muzyk? Producent? Przedsiębiorca?
O, to ciekawe pytanie. Kiedyś wpisywałem muzyk albo kompozytor, a teraz wpisuję „music publisher”.
Scorpik: Od jak dawna? Kiedy się przestawiłeś?
Hmm… 5 lat? 6, może 7? Inna sprawa, że jak w rubryce zawód wpisujesz „muzyk” to dla urzędu skarbowego i innych instytucji informacja: o, temu gościowi nie można ufać (śmiech).
Scorpik: A tęsknisz za czasami, kiedy byłeś „tylko” muzykiem?
Nie, niczego nie żaluję. Myślę, że teraz jestem w najlepszym momencie życia. Mam zdrową, 15-letnią córkę, wspaniały dom, jestem otoczony piękną przyrodą, mam własny interes, jestem bezpieczny finansowo - nawet gdybym od jutra nie zarobił ani centa to i tak nic by mi się nie stało, mam przyjaciół, piękną żonę, mogę sobie ustalać czas pracy tak, jak mi się podoba, a jak chcę gdzieś wyjechać to po prostu to robię. Najlepszy moment mojego życia trwa właśnie teraz.