@Dalthon, post #1
@player_sct, post #6
@Dalthon, post #3
@Dalthon, post #1
@asman, post #11
@Dalthon, post #1
Pamiętam jak dziś jak w oświetlonym popołudniowym słonkiem pokoju w Gdyni, trzęsącymi się lekko z podekscytowania rękami wykręciłem (tak, WYKRĘCIŁEM - ongiś numery się wykręcało ;) 6-cyfrowy (+ kierunek) numer na drugi, jakże odległy koniec pięknej, odrodzonej trochę wcześniej Polski. Operatorka, a raczej komutatory i protokół SS7 (jeszcze wersja działająca "inbound") doprowadziły moje żądanie marszrutyzacji do miejscowości o nazwie Jeleśnia. Nie wiedziałem jak miał na imię mój rozmówca, więc trzeba było jakoś elegancko to rozegrać. Po sygnale, że telefon jest gotowy i odebraniu telefonu przez organizatora nastąpił dialog: - Dzień dobry, nazywam się (moje imię). Czy mogę rozmawiać z... errr... z Panem "Diksanem Zero i Pięć"? - Tak, przy telefonie. Uff, pierwsza kropla potu nie spadła.