[#14]
Re: Bad Apple! - jednodyskowa wersja na Amigę
@BULI,
post #13
Łyżeczka dziegciu może?
Dla mnie "Bad Apple" to doskonały przykład na to, jak mało twórcza jest scena.
Po raz pierwszy zobaczyłem tę animację na Silly Venture, nie znając wcześniej oryginału. Byłem zachwycony, ale gdzieś tam z tyłu głowy miałem taką myśl, że jest to za dobre jak na scenę, że takie pomysły na scenie sie nie rodzą. Z drugiej strony myślałem "k... czemu nie, dlaczego niby jacyś scenowcy z talentem nie mieliby czegoś takiego zrobić?", ale jednak lata scenowego doświadczenia mówiły mi, że to, co widzę, z pewnością jest wytworem kogoś spoza sceny. Jakieś 5 minut później ktoś pokazał mi tę animację w oryginale na YouTube na telefonie - i sprawa stała się jasna.
Żeby nie było - nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś pokazał jak wiele potrafi upchnąć na dyskietce, w intrze 4kB czy nawet w czterech bajtach - jest to jakaś sztuka crunchowania, konwersji, przekształcania jednego formatu w drugi. Ale jak się pomyśli, że ludzi jara coś, co zrobił ktoś spoza sceny, podczas gdy na scenie nie ma nawet opcji, żeby znalazł się twórca potrafiący coś takiego zanimować, to świadczy to generalnie o tym, że całe te dziedzictwo kulturowe możemy sobie wsadzić głęboko.
Scena zrzeszająca twórców - muzyków, grafików, koderów, ray-tracerów itd. przedstawia zdigitalizowaną animację, którą się wszyscy podniecają, ponieważ... nikt na scenie nie byłby w stanie takiej fajnej zrobić. Moim zdaniem jest to żenada. Co dalej? Może jakiś teledysk jakiegoś zespołu zdigitalizować i przenieść na komputer, bo fajnie ktoś spoza sceny to zrobił?
Kiedyś myślałem, że dożyję czasów, gdy ktoś na scenie własnym talentem wyprodukuje animację klasy "Bad Apple". Nic z tego - poza Spaceballsami nikt inny nawet nie zbliżył się do czegoś równie pomysłowego. Jesteśmy dumni z bycia scenowcami i jednocześnie przymykamy oko na to, że najlepsze rzeczy na scenie są zwyczajnie podkradane i przerabiane. Bo inaczej się nie da, bo scenowiec musi swoją produkcję wymyslić i opracować w 10 minut, bo szkoda czasu.
Graficy przerysowują cudze prace, muzycy podsłuchują jak gra kapela xxx lub wykonawca yyy (oczywiście spoza sceny) i próbują robić "to samo albo podobnie", koderzy czerpią inspirację z tego, co już było, albo z pracy profesjonalistów... Zaczynam myśleć, że gdyym miał firmę i szukałbym twórców, to wzmianka "byłem członkiem demosceny" w CV automatycznie przekreśliłaby takiego kandydata jako mało innowacyjnego.
Oczywiście możecie mi tu nawrzucać, że się nie znam, ale to tylko mój punkt widzenia. Nadal, gdy oglądam dema z parties, trzymam kciuki, że zobaczę coś odkrywczego. Bo cały czas mam nadzieję.