@Ralpheeck,
post #6
Książek o Amidze, starych komputerach, demoscenie itd. będzie jeszcze pewnie sporo, bo retromania / retronostalgia to dobry sposób na zarabianie kasy. Przynajmniej jak ktoś ma dobrą promocję.
Dla mnie to są wszystko takie trochę wydumane frazesy, napompowane banały i dorabianie ideologii do czegoś, w czym żadnej większej ideologii nigdy nie było.
Demoscena ani nie wyprodukowała dzieł, które służyłyby osobom spoza sceny jako inspiracja (jeżeli są jakieś wyjątki, a na pewno ktoś jakieś znajdzie, to będą to tzw. wyjątki potwierdzające regułę). Przytłaczająca większość scenowych produkcji była wtórna, polegająca na kopiowaniu czegoś, co zostało stworzone poza sceną lub na powielaniu tego, co na samej demoscenie zrobili inni. I bardzo fajnie - zabawa jest zabawą, niezależnie od tego, czy to jest wielka sztuka, czy też powielanie "figur obowiązkowych". Co innego, gdy ktoś zaczyna pisać prace mające na celu nobilitowanie sceny i podnoszenie jej do poziomu czegoś, czym nigdy nie była.
Przez scenę przewinęło się tysiące osób, z czego zaledwie garstka zapisała się w jej historii. A i to pewnie zbyt moco powiedziane, ponieważ większość osób nawet nie kojarzy słynnych scenowców i ich prac (chociaż na pewno potrafi wymienić słynnych aktorów, sportowców, polityków - czyli ludzi spoza własnej subkultury). Znani na scenie zostają zapomniani zaraz po tym, jak przestają aktywnie uczestniczyć w życiu scenowym. Nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś zaprosił na jakąś imprezę jakiegoś zasłużonego scenowca np. Animala albo Musashiego, Roota itd. Wiele takich osób z pewnością uświetniłoby każdą imprezę, gdyby dobrze wykorzystać ich potencjał - zapewne byliby kopalnią wiedzy i inspiracji, być może daliby jakiś show, opowiedzieli o tym jak demoscena wpłynęła na ich życie, przyciągnęliby młodych i zainteresowali ich historią. Nic z tych rzeczy - obecnie liczą się w zasadzie na scenie wyłącznie organizatorzy parties i to oni skupiają na sobie uwagę innych, będąc głównymi gwiazdami demosceny (jakoś nie przypominam sobie, żeby organizatorzy dawnych parties byli w ogóle pamiętani, bo i imprezy były bardziej firmowane nazwą grupy, niż nazwiskiem organizatora).
I dochodzą oczywiście nowi gawędziarze scenowi - osoby, które w najlepszym razie napisały 5 modułów, lub zakodowały małe interko ileś lat temu, "zaliczyli" jedno party (często siedząc gdzieś ukryci przed komputerem) albo wcale, ale teraz na fali nostalgii za "dawnymi czasami" opowiadają o scenie lub nawet niemal zawodowo się nią zajmują, jakby byli wielkimi scenowcami zmieniającymi bieg historii.
Scena to naprawdę była fajna zabawa, która niekiedy jednak przeradzała się w głupawą rywalizację. Dopóki ludzie traktowali ją z dystansem, było wesoło. Potem było już gorzej. A najgorsze z tego jest to, że w środowisku, które nie ma żadnej sensownej historii, w którym praktycznie nikt nikogo nie zna, nagle objawiają się spece, którzy z fajnego hobby zaczynają tworzyć teorię wielkiej organizacji zrzeszającej wspaniałych twórców i innowatorów. I wydają książki, filmy, zakładają grupy itd.
Ja osobiście wolę nie wsiąkać w ten retro-nostalgiczny klimat i staram się, żeby moje hobby było czymś, co robię (bo jeszcze żyję), a nie czymś, co sobie tylko wspominam od czasu do czasu odpalając stary komputer, bo "party się zbliża".
Ostatnia aktualizacja: 14.12.2023 11:57:14 przez XTD