"King's Quest IV: The Perils of Rosella" to kolejna odsłona popularnej sagi, która podobnie jak poprzedniczka, oferuje graczowi podejście do gry z zupełnie odmiennej perspektywy. Fabuła rozpoczyna się dokładnie w tym samym momencie, w którym się zakończyła - król Graham, pojednany ze swoją porwaną córką Rosellą i zaginionym siedemnaście lat temu synem Alexandrem, z radości dostaje... zawału. Zrozpaczona żona i dzieci płaczą nad jego losem, gdy nagle magiczne lustro oferuje swoją pomoc. Przemawia przez nie wróżka Genesta, która zdradza, że w odległej krainie Tamir rośnie magiczny owoc, który jest w stanie ozdrowić króla. Genesta przyznaje jednak, że tkwi w tym pewien haczyk, ale szczegóły może zdradzić dopiero podczas rozmowy w cztery oczy. Rosella podejmuje ryzyko i zostaje przeniesiona do świata wróżki, w pobliże krainy Tamir. Jak się okazuje, jej powrót w rodzinne strony może być jedynie możliwy, gdy uda jej się nie tylko odnaleźć lekarstwo dla ojca, ale także przywrócić moc wróżce, która ją tutaj sprowadziła. W tym celu należy odnaleźć talizman skradziony przez wiedźmę Lolottę. A na to wszystko mamy tylko dobę.
Jak widać, nastąpił powrót do poprzedniego schematu gry "znaleźć i użyć", z jasno nakreślonym celem. Dla niektórych ta zmiana może być na lepsze, dla innych na gorsze. Sierra jak zwykle jednak ma coś w zanadrzu. Rozgrywka jest ograniczona czasowo - zgodnie z fabułą mamy 24 godziny czasu gry na jej ukończenie, a więc wystąpi zjawisko dnia i nocy (z czym mamy po raz pierwszy do czynienia w grze przygodowej). Gra oferuje również kilka możliwości jej ukończenia, zarówno z rozwiązaniem szczęśliwym, jak i tragicznym. Co więcej, grę możemy ukończyć pomyślnie, nie osiągając wszystkich celów, a i nawet gdy to uczynimy i tak nie wszystkie wątki fabuły zostaną rozwiązane, co jest tylko kluczem i zachętą do zagrania w kolejne odsłony sagi. Dodatkowo po raz pierwszy w serii "King's Quest" sterujemy bohaterem płci żeńskiej, a także po raz pierwszy wykorzystano silnik SCI - nadal jednak z pisanym interfejsem, lecz ze znacznie lepszymi możliwościami graficznymi.
Niestety jednak, ale pomimo zastosowania wielu nowych rozwiązań i pomysłów, grę zepsuło kilka rzeczy. Największy problem to elementy zręcznościowe. Chyba po raz pierwszy się zdarzyło, że zablokowałem się w przygodówce nie dlatego, że po prostu nie wiedziałem, co dalej zrobić, ale dlatego, że nie mogłem przebrnąć przez koszmarnie idiotyczną sekwencję zręcznościową. I to żeby ona jeszcze była jakaś istotna w całej grze. Otóż nie - była zwyczajnym "spowalniaczem" przygody. Dodatkowo niektóre części rozgrywki są sztucznie wydłużane, takie jak choćby poszukiwanie wysp, irytujące pojawianie się rekina itp. Nie powiem, że z początku grą byłem oczarowany, uznając, że kapitalna trzecia część ma swojego godnego następcę. W miarę rozgrywki moje zdanie ulegało jednak zmianie. Coraz bardziej absurdalne utknięcia, poszukiwania igły w stogu siana (ups, przepraszam, to w części piątej) czy też na siłę wymuszane rozwiązania sprawiały, że z każdym kolejnym uruchomieniem gra podobała mi się coraz mniej.
To, co widać i to, co słychać w "King's Quest IV" jest wyraźnym krokiem naprzód w stosunku do poprzedniej części (z jedynką i dwójką w ogóle nie ma co porównywać). Lokacje i obiekty na nich się znajdujące są znacznie bardziej plastyczne, przez co miłe dla oka. Animacja postaci i napotkanych istot również jest bardzo szczegółowa i płynna. Podobnie rzecz ma się do udźwiękowienia - wpadające w ucho tematy uprzyjemniające zabawę, sygnalizujące istotne wydarzenia, sprawiają, że gra jest przez to delikatna i subtelna - niczym główna bohaterka.
Podsumowując ostatnią część sagi, w której gracz mierzył się z pisanym interfejsem, muszę przyznać, że trochę szkoda, iż pomimo ciekawych pomysłów i dobrego wykonania audio-wizualnego, grę zepsuto przepychem głupich, zupełnie niepotrzebnych elementów zręcznościowych. Z całą pewnością cała seria straciła na tym wiele piękna i osobliwego uroku. Jeżeli komuś uda się przebrnąć przez tę część gry, wówczas być może uzna ją za godną polecenia. Ja oceniam jednak, że tytuł przypadnie do gustu naprawdę zatwardziałym i cierpliwym graczom, którzy w dodatku są fanami gier Sierry. Żadna inna grupa nie zainteresuje się dłużej tym tytułem - tytułem z dużym potencjałem, którzy został zmarnowany.
Gra zajmuje cztery dyskietki i do działania wymaga dowolnej Amigi z 1 MB pamięci. Bez problemów instaluje się na dysku twardym ze znajdującego się na pierwszym dysku skryptu instalacyjnego. Fani WHDLoad zapewne również się ucieszą, gdyż gra bez przeszkód jest przez ten program obsługiwana.
King's Quest 4: The Perils of Rosella - Sierra 1990 | ||||
70 | 4 | |||
70 | OCS/ECS | |||
50 | ||||