Aktualności Forum Graffiti Publicystyka Teleport
  • Return To Castle Wolfenstein

26.12.2012 14:26, autor artykułu: Grzegorz Kraszewski
odsłon: 10879, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

Return to Castle Wolfenstein

Return to Castle WolfensteinReturn to Castle Wolfenstein Najczęściej bywa tak, że użytkownicy hobbystycznych systemów operacyjnych mogą wybierać między grami starymi, a kiepskimi, przy czym większość jest jednocześnie i stara i kiepska. Grę "Return to Castle Wolfenstein" można nazwać grą starą - premierę miała ponad 10 lat temu. Z pewnością jednak nie można jej nazwać grą kiepską. Choć oczywiście grafika nie jest tak realistyczna jak w "Battlefield 3", to grywalność jest niewątpliwie mocną stroną "Wolfa".

"Return to Castle Wolfenstein" był chyba pierwszą znaną grą 3D, którą osadzono w rzeczywistych realiach. W grach z serii "Quake", "Hexen", "Shogo", "Homeworld" czy "Heretic" poruszaliśmy się w światach fantastycznych, co pozwalało autorom na przystosowanie scenerii do ograniczonych możliwości sprzętu. "RTCW" wyznaczył swego czasu nowy poziom realizmu grafiki - płonące ruiny Klugelstadt, betonowe korytarze niemieckich baz wojskowych czy stylowe wnętrza pałacu w Paderborn tworzą świat wciągający gracza do środka.

Kody źródłowe gry zostały uwolnione przez Activision w sierpniu 2010. Nie trzeba było długo czekać, aby Mark "bigfoot" Olsen przygotował port gry dla MorphOS-a. Dane gry nie są jednak uwolnione, zatem do legalnej rozrywki potrzebować będziemy oryginału gry w wersji dla Windows w wydaniu klasycznym, Special Edition bądź Platinum Edition. Dołączony do MorphOS-owego portu program instalacyjny skopiuje dane z CD w miejsce docelowe oraz pobierze z sieci aktualizację gry do wersji 1.4.1b.

"RTCW", jako najbardziej zaawansowana gra 3D działająca pod MorphOS-em, ma swoje wymagania. Przede wszystkim niezbędna jest karta graficzna Radeon z serii 9000 (albo 8500) - im szybsza tym lepsza. Do gry w umiarkowanej rozdzielczości 1024 x 768 pikseli wystarczy 32 MB pamięci video RAM na karcie. Zdecydowanie wskazany jest procesor G4 taktowany przynajmniej gigahercem i co najmniej 256 MB RAM. Grę wypróbowałem na czterech różnych maszynach. Pierwszą z nich była Efika z Radeonem 9200SE. Na Efice gry nie da się nawet uruchomić z powodu braku pamięci, a gdyby nawet się dało... szkoda gadać. Na uruchomienie gry pozwolił natomiast PowerMac G4 500 MHz z 1 GB RAM i Radeonem 9000. W tej konfiguracji jest to jednak gra dla upartych. Mimo zredukowania rozdzielczości ekranu do 640 x 480, na otwartych przestrzeniach mamy kilka klatek na sekundę. Kolejny przetestowany sprzęt to Pegasos 2 (1,0 GHz) z 512 MB pamięci i Radeonem 9250 na pokładzie. Na tej maszynie gra się już w miarę przyjemnie, chociaż czasem troszeczkę "Wolf" potrafi przyciąć. Komfortową zabawę umożliwił mi Mac mini taktowany zegarem 1,42 GHz ze standardowym R9200 i 32 MB pamięci graficznej. Ze względu na jej małą ilość nie da się jednak zwiększyć rozdzielczości gry powyżej 1024 x 768.

Return to Castle WolfensteinReturn to Castle Wolfenstein W artykule skupiam się wyłącznie na wersji gry dla jednego gracza. Mark Olsen przeportował również wersję multiplayer umożliwiającą grę drużynową na serwerze w sieci.

O co walczymy?

Jak już wspomniałem, akcja gry toczy się w czasie II wojny światowej. Autorzy zręcznie połączyli rzeczywiste zdarzenia i postacie (np. Heinricha Himmlera, który występuje w animowanej sekwencji po zakończeniu gry) z fikcją. W grze wcielamy się w B.J. Blazkowicza, agenta tajnej (fikcyjnej) organizacji OSA ("Office of Secret Actions"). Ta amerykańsko-angielska agencja wywiadowcza wpada na trop tajnej grupy powołanej przez Himmlera prowadzącej badania zjawisk paranormalnych związanych z legendą saksońskiego króla Heinricha I, pokonanego w 943 roku. Grupa dąży do wskrzeszenia Heinricha I i wykorzystania jego mocy w wojnie przeciw aliantom, zajmuje się też wskrzeszaniem umarłych, inżynierią biotechnologiczną (budując ludzko-mechaniczne hybrydy maszyn bojowych w programie Übersoldat) i bronią eksperymentalną. OSA wysyła agenta Blazkowicza w szereg misji mających na celu odkrycie planów grupy Himmlera a następnie skuteczne im przeszkodzenie. Zwieńczeniem gry jest likwidacja dopiero co wskrzeszonego Heinricha I. Warto wiedzieć, że w rzeczywistości faktycznie Himmler powołał w 1935 roku pseudonaukową organizację Ahnenerbe, która miała badać prehistoryczną przeszłość "rasy panów", a prowadziła głównie rabunkowe "badania" archeologiczne i historyczne, między innymi zrabowała w Krakowie słynny ołtarz Wita Stwosza oraz zagrabiła kolekcje kilku polskich muzeów.

Chociaż w większości przypadków cel misji to wystrzelanie wszystkiego, co się rusza, nie zawsze tak jest. W grze pojawiają się bardziej wyszukane, "ciche" misje, gdzie celem nadrzędnym jest pozostanie niewykrytym, ponadto pojawiają się, tak popularne we współczesnych grach, elementy współpracy między głównym bohaterem, a kontrolowanymi przez komputer sprzymierzeńcami (np. odbijanie niemieckiego naukowca, który chce przejść na stronę aliantów).

Return to Castle WolfensteinReturn to Castle Wolfenstein Atrakcyjność gry zwiększają spore możliwości demolowania otoczenia. Co prawda rozwalanie krzeseł, wiszących gablot, wybijanie szyb w oknach, rozbijanie beczek, rozwalanie elementów murów ogniem ciężkiego karabinu maszynowego i temu podobne rozrywki nie są celem gry, ale zawsze można się trochę powyżywać. Elementem strategicznym są natomiast beczki z paliwem i butle gazowe. Strzelając w nie powodujemy eksplozje, które często otwierają ukryte przejścia albo pozwalają podstępnie wyeliminować przeciwnika. Wyżywać się natomiast nie wolno na cywilach, jakich spotkamy tu i ówdzie. Zabicie cywila kończy się utraceniem misji.

W terenie oprócz broni i amunicji znaleźć można klasyczne apteczki, jedzenie, wino, płaszcze i hełmy. Elementy te przywracają bohaterowi żywotność lub chronią go co nieco przed strzałami wrogów. Oprócz tego w czasie gry możemy zbierać skarby w postaci złotych sztabek, kielichów, diamentowych czaszek i tym podobnych precjozów. Skarby te znajdują się w ukrytych miejscach. Odkrywanie sekretów to dodatkowa atrakcja gry - często zawierają one również zapasy broni i amunicji.

Z czym do wrogów?

Każda strzelanka 3D stara się zaspokoić marzenia gracza o posiadaniu bogatego zestawu broni. "Wolfenstein" nie jest tu wyjątkiem. Do dyspozycji mamy kilkanaście broni o różnej skuteczności. Te słabsze są przy tym w miarę wiernym odwzorowaniem broni używanej w czasie II wojny światowej, zarówno jeżeli chodzi o wygląd, jak i walory bojowe. Jako że agent Blazkovicz zna podstawy sztuk walki, również jego ciało, a dokładniej solidnie obuta noga, jest bronią. Choć to trochę nieprawdopodobne, trzema kopniakami można zabić przeciwnika. W praktyce można to sprawdzić, gdy trafimy na żołnierza bez broni palnej albo pijanego - w grze trafia nam się kilka takich okazji. Jedynie w takich momentach przyda się nam również nóż, który jest najsłabszą bronią w grze. Kopniak i nóż znakomicie nadają się do niszczenia martwej natury, czyli krzeseł, flag, rycerskich zbroi i innych bibelotów. Oszczędzamy przy tym cenną amunicję.

Przejdźmy teraz do broni palnej, na pierwszy ogień idzie pistolet luger 9 mm, który zdobywamy na samym początku na pierwszym wrogu. Jak to bywa z pistoletami, siła ognia i celność lugera nie są nadzwyczajne. We wsi pod zamkiem możemy zdobyć tłumik do tego pistoletu, niemniej wcześniej zdobywamy broń znacznie lepszą, zatem luger znajduje zastosowanie wyłącznie w pierwszej misji. W misji tej mamy okazję zdobyć pistolet maszynowy MP-40 "schmeisser" - używa tej samej amunicji co luger, magazynek mieści 32 naboje. MP-40 nie jest zbyt celny, ale zawsze to jednak broń maszynowa i z bliskich odległości robi przemiał.

Return to Castle WolfensteinReturn to Castle Wolfenstein Centrala w drugim epizodzie, jak i w kilku kolejnych, wyposaża Blazkovicza w amerykański pistolet maszynowy thompson. To broń znacznie celniejsza od schmeissera i o większej sile ognia. Niestety ma mniejsze magazynki, a największą jej wadą jest amunicja kalibru .45, której niestety nie zdobędziemy na wrogu, przez co szybko się kończy. Czasami mamy niewielkie dostawy amunicji z centrali i wtedy zawsze korzystniej użyć thompsona, niż niezbyt celnego MP-40. Jeżeli już jesteśmy przy broni amerykańskiej, to w niektórych misjach mamy też dwa pistolety colt. Nadają się w zasadzie wyłącznie do zabawy w Larę Croft - amunicja pasuje do thompsona.

Trzecim, chyba najlepszym pistoletem maszynowym, jest angielski sten w wersji z tłumikiem. Najcelniejszy z trójki, działa z niemiecką amunicją 9 mm, przez co jest najbardziej użyteczny, bo amunicji tej zazwyczaj mamy zapas. Stena dostaniemy od przedstawiciela ruchu oporu w epizodzie rozgrywającym się we wsi pod zamkiem Wolfenstein. Wadą tego sprzętu jest przegrzewający się tłumik, więc na ogień ciągły nie ma co liczyć. Trzeba strzelać krótkimi, mierzonymi seriami. Sten jest niezastąpiony w misjach wymagających cichej roboty, np. w misji gdzie zakradamy się na ciężarówkę wjeżdżającą do tajnej bazy radarowej czy też znacznie później przy penetracji miasteczka Paderborn.

Pora na broń długą. W tej roli występuje Mauser Karabiner 98k. Początkowo mamy go w wersji standardowej, ale po paru misjach przychodzi pora na wersję snajperską z celownikiem optycznym. Przyznam, że to moja ulubiona broń - wymaga z reguły dłuższego celowania, ale "enpla" można likwidować z imponującej odległości. Siła pocisku również wzbudza respekt. Karabin ładujemy amunicją 7,92 x 55 mm, którą można zdobyć na przeciwnikach i znaleźć tu i ówdzie, także mamy jej raczej pod dostatkiem. Oczywiście z mausera nie można strzelać ogniem ciągłym. Druga broń snajperska to OSA Mk-1 Sniper Rifle. W tym momencie odchodzimy od wierności historii. Dotychczas omówione bronie były faktycznie stosowane w czasie II wojny światowej, strzelba OSA to wymysł autorów gry. Karabin OSA strzela specjalną amunicją dostarczaną wraz z nim, której zawsze mamy za mało... Ma celownik optyczny z noktowizorem i tłumik. Znakomity w "cichych" misjach do pracy z dalszej odległości. Jest to broń celniejsza i mocniejsza od mausera - mimo tłumika.

Posuwając się w prawo na klawiaturze, pod klawiszem "5" natrafiamy na karabin automatyczny Fallschirmjägergewehr 42. Zdobywamy go na wrogu, pierwszy raz w epizodzie na lotnisku (początek drugiej misji). Karabin ma bardzo dużą siłę ognia (choć strzela wolniej niż pistolety maszynowe), wyposażony też jest w celownik optyczny o niewielkim zbliżeniu. Bardzo użyteczny na średnie i bliskie odległości, zwłaszcza w starciu z nazistowskimi spadochroniarzami, którzy też go używają i to niestety dość skutecznie. FG-42 był bronią rzeczywiście używaną przez oddziały hitlerowskich spadochroniarzy.

Return to Castle WolfensteinReturn to Castle Wolfenstein Nie do końca wiadomo, czy agent Blazkovicz nosi chlebak, ale jeżeli tak, to zgodnie ze starym żołnierskim przysłowiem właśnie w nim trzyma granaty. Broni rzucanej mamy w grze trzy rodzaje. Standardowe niemieckie zaczepne M-24 z charakterystyczną drewnianą rączką, to granaty, których mamy w grze najwięcej. Nie są czymś wstrząsającym, ale robią swoje i są w miarę bezpieczne dla rzucającego. Centrala czasami łaskawie daje naszemu bohaterowi kilka obronnych amerykańskich "cytrynek" Mk 2. Te należy traktować z szacunkiem i rzucać zza dobrego ukrycia. Oprócz tego, w kilku misjach dane jest nam znaleźć kilka sympatycznych paczuszek dynamitu z pięciosekundowym zapalnikiem czasowym. W scenariuszu gry są one przeznaczone do pokonania szczególnie opornych drzwi, lub np. wysadzenia w powietrze radaru. Z praktyki jednak wynika, że cele te często można zniszczyć inną bronią, dynamit zachowując na specjalne okazje. Na przykład w rozwaleniu radaru nikt nam nie przeszkadza - mamy czas, więc sześć niemieckich "puszek po konserwach" załatwia go równie skutecznie. Dynamit natomiast, dzięki swojej naprawdę budzącej respekt sile wybuchu, przydać się może do masowej eksterminacji wroga bądź pozbycia się szczególnie odpornego wrogiego elementu.

Kolejna pozycja arsenału głównego bohatera to broń rakietowa. Jako że akcja gry toczy się w czasie II wojny światowej, w tej roli występuje prosty i niezawodny panzerfaust. Niezastąpiony w rozprawie z produktami nazistowskiej biotechnologii w późniejszych misjach. Kolejnym szczebelkiem w sile ognia jest wielolufowy karabin maszynowy znany pod kryptonimem "venom". To wynalazek z przepastnej wyobraźni autorów gry, bo sprzęt wielolufowy o rozmiarach umożliwiających strzelanie "z ręki" nie powstał do tej pory. Charakterystyczna cecha tej broni to stosunkowo długi czas "rozbiegu" - venom zaczyna strzelać dopiero, gdy walec z lufami rozkręci się do prędkości roboczej. Ale gdy już to zrobi posyłamy w przeciwników kilkanaście pocisków na sekundę... Potężna siła ognia nie idzie niestety w parze z celnością broni, dlatego ta najlepsza jest na średnie i krótkie dystanse. Venom odgrywa zasadniczą rolę w finałowej rozprawie z Heinrichem I. Podobnie jak sten, venom rozgrzewa się w czasie prowadzenia ognia i po wystrzeleniu kilkuset pocisków trzeba zrobić sobie przerwę. Pojemność magazynków z taśmą amunicyjną jest adekwatna do szybkostrzelności "obrotówki" i wynosi 500 nabojów.

Pod klawiszem "9" znajdziemy dość ciekawą broń, mianowicie miotacz ognia. Zdobyć go możemy w misji ratowania zbiegłego naukowca w zruinowanym bombardowaniami mieście. Kula ognia miotana z tej broni ma niewielki zasięg, ale szeroki kąt rażenia. Dodatkowo częściowo odbija się od ścian, co pozwala na atakowanie zza węgła. Działanie miotacza przedstawiono nader realistycznie, łącznie z okropnymi wrzaskami palących się ofiar. W praktyce jednak szkoda miotacza na zwykłych żołnierzy. Bardzo dobrze palą się bowiem biotechnologiczne potworki rażące polem elektrycznym oraz mumie zombie z krypt pod zamkiem Wolfenstein. Podpalanie tego towarzystwa to jeden ze skuteczniejszych sposobów ich elimimacji. Warto pamiętać, że jeden strzał z miotacza to za mało, aby skutecznie podpalić wroga - zabieg trzeba powtórzyć dwa lub czasem więcej razy.

Return to Castle WolfensteinReturn to Castle Wolfenstein Ostatnim argumentem w negocjacjach z nieprzyjacielem jest "Tesla gun". Ta fikcyjna broń wytwarza potężne pole elektryczne rażąc przeciwników silnymi wyładowaniami i wysokim napięciem. W zamiarze konstruktorów podstawową zaletą tej broni jest rażenie wielu przeciwników na raz. I owszem, tak się dzieje, ale tylko na otwartej przestrzeni. W zamkniętych pomieszczeniach najczęściej wyładowania trafiają w ściany i inne elementy dookoła. Tesla gun przydaje się w końcowej rozprawie z Heinrichem I do wstępnego oczyszczenia pola walki z drobnicy i załatwienia madamme Blavatsky. Poza tym jest raczej interesującym gadżetem niż skuteczną bronią.

Do kogo strzelamy?

Na początku agent Blazkowicz ma do czynienia z regularnym Wermachtem, uzbrojonym najczęściej w MP-40, czasem tylko w lugera, a czasem w mausera. Uważać trzeba szczególnie na snajperów. Po nabraniu pewnej wprawy żołnierze regularnej armii nie są poważnym zagrożeniem. Z rzadka też spotkamy niemieckich oficerów, chociaż uzbrojeni są tylko w pistolety, strzelają z nich dość celnie. Bardziej niebezpieczni są komandosi, zwłaszcza ci wyposażeni w FG-42. W niektórych misjach spotykamy też komandoski z tajnych oddziałów Himmlera, odziane w czarne, obcisłe skórzane kombinezony, niepokojąco celnie strzelające ze stenów i świetnie wytrenowane w unikaniu naszego celownika. Czekają nas również spotkania z żołnierzami uzbrojonymi w miotacze ognia. Mają na sobie kombinezony ognioodporne, które chronią też częściowo przed kulami. Rozwiązaniem jest dłuższa seria z FG-42, ostatecznie można też takiego przeciwnika sprzątnąć strzałem z panzerfausta.

Drugi zestaw wrogów to mumie z katakumb. Broni palnej nie noszą, ale mogą atakować nas telepatycznie, a jeżeli pozwolimy im podejść zbyt blisko, dopuszczają się rękoczynów. Do tego spotkamy też zombie z tarczami i toporami. Tarcze są kuloodporne i mają nieprzyjemną cechę odbijania rykoszetów w naszą stronę. Trzeba gości wyczekać aż wstaną i walić po nogach... Mumie mają nieprzyjemną tendencję do ukrywania się w zamurowanych niszach w ścianach i wychodzenia za naszymi plecami. Walka z nimi staje się znacznie łatwiejsza, gdy mamy już miotacz ognia. A jeżeli już o ogniu mowa - dwa razy w grze mamy spotkanie z mumiami ziejącymi ogniem. Tu najlepsze co możemy zrobić, to trzymanie się na dystans i strzelanie w głowę z mausera.

Return to Castle WolfensteinReturn to Castle Wolfenstein Kolejnymi przeciwnikami wymyślonymi przez autorów gry są efekty biotechnologicznych badań nazistów w programie Übersoldat. Pierwszy ich rodzaj to unoszące się na poduszce z pola elektrycznego beznogie potworki, tzw. lopery. Pole to jest również ich bronią. Najwygodniej jest trafić takiego delikwenta z panzerfausta. Jeżeli go nie mamy, ciągniemy po nim serią z venoma. W sprzyjających okolicznościach, jeżeli możemy się podkraść niespostrzeżenie, można paskudztwo podpalić miotaczem i poczekać w bezpiecznym miejscu aż zdechnie. Jeszcze mocniejsi przeciwnicy to prototypy übersoldata - dwunożne bioroboty uzbrojone w venoma lub granatnik. Ci są ognioodporni - pozostają nam trzy celne trafienia z panzerfausta albo popracowanie venomem i szybkie uniki.

Odrębnym zagadnieniem są tak zwani bossowie, czyli szczególnie mocni przeciwnicy z jakimi mamy przyjemność zazwyczaj w ostatnim epizodzie niektórych z siedmiu misji. Sposoby na poradzenie sobie z nimi są indywidualne. Można liczyć na własną szybkość, prowadząc atak w ciągłym ruchu. Taką taktykę stosuję w finałowej potańcówce z Heinrichem I. Często też można wykorzystać niedoskonałość sztucznej inteligencji przeciwników i zwabić ich w miejsce, gdzie można spokojnie i metodycznie wpakować w nich kilka magazynków z karabinu snajperskiego albo obrzucić granatami. Taktyka tego rodzaju sprawdza się np. na Olaricu strzegącym swego magicznego sztyletu, jak również na planszy z trzema Mrocznymi Rycerzami uruchomionymi przez pannę Blavatsky. Nie inaczej radzę sobie z übersoldatem, którego prezentuje Blazkoviczowi zbyt pewien siebie Deathshead.

Pora na podsumowanie

Czy warto zagrać w "Return to Castle Wolfenstein"? Odpowiedź, jak to zwykle bywa, zależy od gustów. Gra zapewne nie zainteresuje fanów klasycznych gier retro. Podobnież fani strzelanek 3D, posiadający do nich nowoczesny komputer PC czy mocną konsolę, na "RTCW" mogą popatrzeć jak na starocia sprzed lat. Dla tych natomiast, którzy mimo wszystko chcą grać na MorphOS-ie, a gry "first person perspective" są ich ulubionym gatunkiem, jest to pozycja obowiązkowa, szczególnie dla zwolenników trybu "single player". Osobiście przeszedłem całą grę kilka razy (na najwyższym stopniu trudności rzecz jasna...) i wciąż nie jestem nią znudzony.

W sieci znaleźć można wiele dodatkowych pakietów misji do gry. Pewną ich wadą jest to, że powstawały później od podstawowej gry, przez co często mają większe wymagania sprzętowe. Trzeba się też liczyć z tym, że niektóre pakiety misji dokładają do gry własne biblioteki kodu, które na MorphOS-a nie są przeportowane i przyjdzie nam obejść się smakiem.

Artykuł oryginalnie pojawił się w ósmym numerze Polskiego Pisma Amigowego.

Return to Castle WolfensteinReturn to Castle WolfensteinReturn to Castle WolfensteinReturn to Castle Wolfenstein

dodaj komentarz
Na stronie SCENA.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem