Jak podaje "Bulla gnieźnieńska" - XTD obecny był na amiscenie prawie od samego początku. Karierę zaczynał w 1991 w zapoznanej gdyńskiej grupce Haze, ale zirytowany opieszałością koderów, krótko po gdyńskim party zasilił szeregi Suspect, a wkrótce później Action Direct i Union. Cloo/Pic Saint Loup powiedział mi, że compo w Żywcu wygrał XTD, bo "to był jego czas". Nie do końca się zgadzam. Myślę, że muzycznie rok 1992 należał jednak do Cloo i Trackera z Pic Saint Loup, za to lata 1993 - 1995 owszem, to już był jak najbardziej czas eXTenDa. W 1993 jego muzyka ukazała się w najlepszych polskich produkcjach roku: Technological Death, Hallucination and Dreams, Prosiaku oraz Impulse, a później było go dosłownie wszędzie pełno. Człowiek aż bał się otworzyć konserwę rybną czy słoik z maścią na hemoroidy. Jego moduły pojawiały się w demach (np. Vital, No Future, Ilex, Dirt, Impossible Possibility), intrach (np. Forensic Clinicism, Atom), musicdiskach (np. Discharge, Vengeance), slideshowach (np. Vision of the Art), można go było też usłyszeć (i przeczytać) w diskmagach, przeróżnych packach, a także oczywiście na parties, których nigdy nie opuszczał. Zwycięski marsz przez scenę trwał w najlepsze. Rzecz jasna w katanie z napisem Mystic & TRSI! W 1996 wiatr na scenie zaczął się zmieniać i wymiótł z patternów solówki i melodie; ludzie oszaleli na punkcie FSOL, Autechre czy Aphex Twin. XTD zamiast próbować przypodobać się nowej publiczności i robić coś wbrew sobie, po prostu spakował mandżur i pokazał scenie środkowy palec parodiując z grupą Lamers demo Mute 12 grupy MAWI. Był rok 2000.
MODUŁY
W pierwszym okresie dominowały melodyjne kawałki z dopracowanymi solówkami oraz charakterystycznymi progresjami i rozwiązaniami akordów (
Scream From Space,
Activity,
Expedition). Później zaczął pisać czysto techniczne, typowo podkładowe naparzanki do dem, przesycone industrialnym klimatem, a czasami inkrustowane gitarami, które to zachodni scenowcy, z braku lepszego określenia, nazywają dziś "polish techno" (
Fucking Psychology,
Wreck czy
Devastation). Zawsze z wielkim smakiem i wyczuciem dobierał instrumenty. Dzisiaj wprawdzie lubi ironizować i śmieszkować sobie z tematów brzmienia i produkcji muzycznej, ale nie zmienia to faktu, że miał do tego naturalny dar - te sample po prostu do siebie pasowały, kleiły ze sobą, a to natychmiast odróżniało go od większości muzyków i stanowiło ważny komponent jego popularności. Umiał sporo upchnąć w czterech kanałach. Patterny były zawsze szczelnie wypełnione nutami i komendami, a aranżacje na tyle inteligentne, że człowiek niejednokrotnie słyszał więcej kanałów. Linie basu składały się często z kilku uzupełniających się sampli, a instrumenty prowadzące dobierane były starannie i z wyczuciem, dzięki czemu rozbudowane, ciągnące się przez wiele patternów improwizacje nie nużyły. Chętnie pisał też ekonomiczne chipki, a w pewnym momencie sięgnął po żywą gitarę (
Reassurance,
Inside), zaznaczając każdorazowo, że "wszystkie sekwencje gitarowe zostały wykonane przez mnie".
Najpopularniejsze moduły: All the Way, Ballada, seria Economy, Fucking Psychology, Insurrection, seria Party Question, Piece of Individuality, Reassurance, Technological Death, Ucieczka z tropiku.
PISANIE I KODOWANIE
Niezwykle sprawny w mowie i piśmie, inteligentny, czasami raptus i nerwus. Uwielbiał potyczki słowne, dyskusje i prowokacje, choć nie zawsze miał rację. Od samego początku pisał do magów (
Paper White,
Ala Ma Kota,
Zig Zag), ale w pewnym momencie uznał, że nie ma to jak własne i wymyślił
Nie z tej beczki - zin, który sam złożył w Amosie. W latach 1993 - 1999 wyszło 10 numerów. Zakodował również
Moduleinfo- świetny program do optymalizacji modułów, a przede wszystkim genialny
Multer, pozwalający tworzyć wielokanałowe moduły przy użyciu
Protrackera. Wspominałem już, że czasami (jako
Lamesoft) robił też grafikę?
OSOBOWOŚĆ
Muzyk, tekściarz, koder, grafik, przepełniony wiarą we własne siły i szaleńczo spragniony kontaktu z innymi. Roznosiło go. Na polskiej scenie osiągnął wszystko, ale to mu nie wystarczało.
XTD, jak zresztą cała polska scena, marzył, żeby wbić się na zachodnie salony. Nie do końca się udało. Nie zdobył tam takiej popularności jak w kraju, a
TRSI PL - polska fabryka talentów na eksport - nigdy nie spełniła oczekiwań i nie wyprodukowała killera na miarę
Technological Death. Ich najlepsza produkcja, całkiem zresztą przyzwoite demko
We Will Smash You nie została dopuszczona do udziału w demo compo na
The Party'94 - orgowie
TRSI uznali, że jest nie dość dobre. Ale to nie dlatego moim zdaniem zagranica nie pokochała
XTD. Otóż w kraju eXTenD był kimś dużo, dużo więcej niż muzykiem czy tekściarzem. Był niewyobrażalnie charyzmatyczną, wpływową osobowością. Urodzonym przywódcą. Ilekroć proszę kogoś, żeby wymienił najbardziej wyraziste persony polskiej amisceny, momentalnie pada ksywa
XTD, ale później następuje pełna konsternacji cisza... Młodzi wyznawali mu artystyczne i warsztatowe uznanie, czynili przywódcą stada, a opublikowany w
NTB Kodeks muzyków przez niektórych traktowany był jak biblia. Do legendy przeszły jazdy na parties bez biletów, kiedy to
XTD negocjował z konduktorem wysokość łapówki dla połowy pociągu. Albo sznury scenowców ciągnące za nim niczym owieczki od samego dworca, no bo jeśli ktoś ma znać drogę na party place to przecież tylko
XTD! Ale nie wszyscy dawali się tak łatwo zdominować. Wszak scenowe dzieje
XTD to również historia licznych werbalnych bitewek z innymi, w tym
Dreamerem czy
Scorpikiem - walka o miano scenowego samca alfa była zacięta i gromadziła liczną widownię.
Na początku darliśmy trochę koty z
XTD. W moim module z
Silesii #3 doszukiwał się rzekomych zapożyczeń. Później była jeszcze inna historia. Na
Primaverze'95 grupa
Floppy wystawiła intro
One Frame z moją muzyką. Po party
Action napisał mi, że kiedy poleciało,
XTD kilka razy podchodził do mikrofonu, prosząc autora muzyki o zgłoszenie się. Czego mógł ode mnie chcieć? Pochwalić? Postawić piwo? A może spuścić wpierdol?... Nigdy się dowiedziałem, a dziś pewnie już tego nie pamięta.
ROZMOWA
Mam wrażenie, że Twoja kariera zaczęła się na dobre dopiero kiedy dołączyłeś (na gdyńskim party?) do Action Direct. Wcześniej byłeś w Haze, ale oni chyba żadnego dema nie zrobili...
Nie mam takiego wrażenia. Scena wówczas była dosyć mała i ludzie rozpoznawali mnie już po gdyńskim party. W zasadzie znało się wówczas wielu ludzi, którzy coś robili i udzielali się na scenie - choćby poprzez wymianę swoich prac między sobą. Muszę przyznać, że dokładnie nie pamiętam kiedy stałem się rozpoznawalny i jak to się stało, że na warszawskim CP znałem już sporą ilość ludzi. To były inne czasy, inaczej się to wszystko działo, party w zasadzie nie były imprezami, na których się "lansowało" - człowiek poznawał scenę poprzez produkcje (również indywidualne, nie tylko dema), które całkiem dobrze rozchodziły się po całej Polsce i to bez pomocy swapperów, których wówczas w zasadzie nie było. Dołączenie do Action Direct w zasadzie niczego nie zmieniło - dołączyłem do tej grupy z nadzieją, że w końcu moja muzyka pojawi się w jakimś demie. Nie pojawiła się, bo demo, które miało wyjść, nigdy nie powstało, a grupa Action Direct, podobnie jak Haze, miała plany, ale realizacja tych planów kulała. Dopiero po dołączeniu do grupy Suspect coś się zmieniło i od tego momentu można powiedzieć, że moja scenowa "kariera" się rozkręciła.
Był taki okres, że dla wielu muzyków (i nie tylko) byłeś absolutnym autorytetem. A wszystko, co pisałeś w Nie z tej Beczki było święte. Pamiętam np. kodeks, w którym spisałeś szereg reguł, do których muzycy powinni się stosować. Czy byłeś świadom, jak duży wpływ miałeś na ówczesną scenę i jak się z tym czułeś?
Byłem świadom, że włożyłem kij w mrowisko. Natomiast co do bycia autorytetem - nie odbierałem tego w ten sposób. Raczej było sporo hejtu. Moje "zasady", o których pisałem, to był raczej zbiór sugestii. Być może miałem jakiś wpływ na to, że ludzie zaczęli bardziej zwracać uwagę na autorstwo prac. Ale może niekoniecznie było to moją zasługą.
Chciałbym Cię zapytać o kawałki, której robiłeś w kooperacji z innymi. Oczywiście nie wszystkie. Interesuje mnie np. zajebisty Space Run napisany z Mr. Rootem. Jak go zrobiliście? Opowiadałeś mi kiedyś, że najpierw do kompa siadał Root, później Ty, a wtedy on kładł się na tapczanie, słuchał i sugerował jakieś zmiany, dodatki, nucił motywy... Poza tym - pracę nad jakim wspólnym kawałkiem wspominasz najlepiej?
Najlepiej wspominam właśnie prace nad kawałkami z Mr Rootem - gościu był niezły (przez wiele lat okupował w końcu 1 miejsce w chartsach), miał dobre sample i sporo fajnego sprzętu. Praca z Rootem to nie były wyścigi pt. "kto zrobi lepszą część w module". Tam rzeczywiście była wspólna praca.
Równo ćwierć wieku temu, na pierwszym warszawskim party napisaliście ze Scorpikiem i ś.p. Gacuchem moduł Xorpuch. Czy pamiętasz jak powstawał?
"Xorpuch" to było coś naprawdę ciekawego. Przyjmuję, że motyw początkowy na akordach wymyślił Gacuch. Przyjmuję, ponieważ już dawniej nie pamiętałem kto go zrobił. Ostatecznie Gacuch stwierdził w jakiejś rozmowie, że to jego motyw i przyjmuję, że tak było - Gacuch raczej dobrze pamiętał, bo i na party specjalnie nie pił ani też nigdy raczej nie kłamał i nie koloryzował, więc na pewno dobrze pamięta. :) Tytuł wymyśliłem bodajże ja starając się połączyć jakoś nasze ksywy na różne sposoby, żeby wyszło coś ciekawego. Zdaje się też, że było to nasze drugie podejście do tego modułu - pierwszy moduł nie wypalił, bo ProTracker się zawiesił (i dlatego Mr.Root nie był jednym z autorów). Ale tak szczerze - było to tak dawno temu, że teraz wydaje się to nierealne. W ogóle zrobienie tego modułu na party wydaje się nierealne, ale był to fakt. Z tego co pamiętam pisaliśmy go w jakiejś salce lekcyjnej (party odbywało się w szkole).
Napisałeś świetny program Multer, który pozwalał na robienie multichanneli na Protrackera. Jak wpadłeś na ten pomysł? I czy przestałeś używać Multera, bo przesiadłeś się na DBPro czy może były inne powody?
Na pomysł Multera wpadłem gdy rozpracowałem format MOD na potrzeby programu ModuleInfo. Zauważyłem, że trackery pecetowe potrafią nagrać moda z większą ilością kanałów. Podejrzałem nagłówek i zobaczyłem, że zamiast "M.K." na 1080 pozycji jest "8CHN" albo "12CH" itd. Cała reszta była już prosta - sama struktura formatu zasugerowała mi w jaki sposób zapisywane są patterny z większą ilością kanałów. Pozostało mi jedynie zrobić prostą konwersję. Multer powstał dlatego, że nie chciało mi się uczyć nowego trackera. Gdy w końcu przekonałem się do DigiBoosteraPro - przestałem używać Multera. Multer miał też swoją drugą wersję, w której zmieniłem pewne rzeczy - można już było "lepić" moduł z różnych patternów a ich ustawienia zapisywało się w osobnym pliku tekstowym. Miał też możliwość dołączenia kolejnych patternów z drugiego modułu. Przy większej ilości kanałów, 64 patterny jakimi dysponował ProTracker umożliwiały zrobienie tylko np. 21 patternów 12-kanałowych, stąd możliwość powielania patternów i dowolnego ich łączenia oraz właśnie dołączanie patternów z drugiego modułu. Obecnie Multer wydaje się dziwnym programem, ale miał pewną zaletę - w przeciwieństwie do miksowania DigiBoostera i innych wielokanałowców na Amigę, pozwalał na pracę w ProTrackerze, gdzie odtwarzanie przynajmniej tych czterech kanałów było czyste. I wiadomo było jakiego brzmienia się spodziewać, gdy taki utwór odtworzy się np. na pececie (a nie miksując go w niskiej częstotliwości na HippoPlayerze).
Swego czasu ostro wojowałeś z Dreamerm i Scorpikiem. Czy mógłbyś pokrótce przybliżyć o co chodziło? I wyjaśnić rolę, jaką odegrał pewien Twój kolega z Gdyni w konflikcie ze Scorpikiem?
Nie ma co rozgrzebywać starych kłótni. Chodziło pokrótce o wykorzystywanie samplowanych sekwencji lub zwyczajne przywłaszczanie cudzych motywów i wykorzystywanie ich we własnych utworach. Takie numery na scenie działy się dosyć często, jednak tutaj chodziło o znanych muzyków, co już moim zdaniem nie mogło zostać zbyte zwykłym machnięciem ręki. Rolą mojego "kolegi z Gdyni" było to, że miał ogromną wiedzę na temat modułów, muzyków i sceny w ogóle. Więc jeżeli ktoś liczył na to, że np. wzięcie jakiegoś motywu od mało znanego muzyka przejdzie niezauważone, to mógł się przeliczyć. Oczywiście - scena to tylko zabawa, nikt tu nie tworzył utworów na Eurowizję. Ale może właśnie dlatego próby skopiowania cudzych motywów były dziwne, bo i po co to robić skoro to ma być dobra zabawa? Mnie też spotkała taka sytuacja - niejaki Morbus wziął i wystawił mój kawałek na pecetowym party. Dlaczego tak bezczelnie "pojechał"? Otóż utwór był podpisany inną ksywą, a ja udzielałem się przez chwilę w mało znanej grupie. Gościu był akurat kolegą ludzi z tej grupy i widocznie stwierdził, że skoro to taka mało znana grupa i jeszcze mniej znany muzyk, to wystawi sobie jego moduł. Pech chciał, że byłem na tym party. I też było to samo - zaprzeczanie, oburzenie, zarzekanie się itd. Po takich numerach (oraz po tym, co wyprawiali nasi koderzy w późniejszym okresie sceny) stwierdziłem, że Polacy są mistrzami w kopiowaniu.
Przez polską scenę przewinęło się mnóstwo ludzi, ale oczywiście pamiętamy tylko tych najsławniejszych albo najbardziej produktywnych. Powiedz mi, czy przychodzi Ci do głowy jakiś bardzo zdolny, ale zupełnie niedoceniony muzyk, który nigdy nie zdobył popularności?
To jest bardzo dziwne pytanie. Dla jednych jakiś muzyk będzie niedoceniony, inni oburzą się, że przecież był znany. I co określić mianem popularności? To, że ludzie kogoś lubią? Po prostu znają? Uwielbiają? Czy to, że gdzieś tam słyszeli czyjąś ksywę? I kogo brać pod uwagę przy ocenie popularności - przeciętnego scenowca czy maniaka "żyjącego sceną"? Patrząc na "okazjonalnego scenowca" większość muzyków była pewnie niedoceniona, bo niektórzy ludzie znali 3-4 ksywy na krzyż. Dla scenowego "maniaka" wszyscy muzycy byli znani. Nie, nie znam nikogo takiego, kogo mógłbym wymienić jako niedocenionego i niepopularnego. Chyba, że sam rozwiniesz nieco swoje pytanie o jakieś przykłady.
Okej, w takim razie zamiast o muzyka zapytam Cię o niedocenione moduły. Bo faktycznie, gdyby na scenie pojawił się jakiś supertalent to raczej nie pozostałby niezauważony. Podam kilka przykładów. 5 polskich modułów, o których pewnie nikt już dzisiaj nie pamięta, a które, dla mnie przynajmniej, są bardzo dobre. Oto one:
Von Rays - Rocket
Ini - Sweet Dreams
Betho - 13.XII.95
Mobby - Funky Orange
Don Diavolo - Pack
Niektóre z tych modułów były użyte w produkcjach, inne nie, ale ani autorzy, ani same utwory nigdy nie były specjalne znane, a muzycy raczej nie pojawiali się na chartsach (może poza Donem Diavolo, zwłaszcza po demie Overvision). O takie właśnie przykłady mi chodzi.
Betho 13.XII.1995 - ciekawy, ale z tego co pamiętam w tamtym czasie było sporo takich. Brzmienie też jakieś znajome.
Don Diavolo - pack - nie poruszył mnie zupełnie. Bardzo zwyczajny. IMO nawet słaby.
Ini - Sweet Dreams - ciekawy bas, melodia prowadząca potencjalnie fajna, ale też nie urywa d. Chociaż całkiem przyjemny moduł, nie powiem.
Mobby - Funky Orange - nie, zupełnie mi nie leży.
Von Rays - Rocket - chipek jakich wiele. Melodia taka typowo scenowa, bez specjalnego pomysłu.
Tak więc dwa z pięciu, które mógłbym określić jako w miarę fajne. Ale do "objawienia" jeszcze chyba nieco brakuje.
Czy był jakiś przełomowy moment w Twojej twórczości? Np. zmiana softu, nawyków, kompa? W moim przypadku czymś takim była przesiadka na DigiBoosteraPro. Otworzył się dla mnie zupełnie nowy świat i dopiero wtedy poczułem, że mogę rozwinąć skrzydła.
Oczywiście, że przesiadka na DigiBoosteraPro to był przełom. Ale ogólnie nie wiem czy były jakieś wielkie "przełomy". Może na początku pisania, gdy w końcu zaczęło udawać mi się pisać moduły nadające się do słuchania. :)
Często miałem wrażenie, że wprawdzie rippujesz sample od innych, ale na tyle sprytnie i kreatywnie je przerabiasz, że rozpoznanie oryginału jest niemożliwe. Jeśli tak było to napisz, jakich narzędzi używałeś i co dokładnie robiłeś.
Zdarzało mi się rippować sample od innych, chociaż w większości przypadków otrzymywałem sample od ludzi - np. od muzyka o ksywie Contriver, który samplował je z syntezatorów. W przeważającej części modułów sample wczytywałem z dyskietek (później z dysku twardego). Miałem nawet swoje ulubione ustawienia sampli na konkretnych pozycjach w ProTrackerze. Jeżeli zdarzało mi się "rypać" sample to absolutnie nie robiłem natychmiast z nich nowego utworu, bo wiedziałem z doświadczenia innych muzyków, że takie próby kończą się zazwyczaj stworzeniem czegoś bardzo podobnego do oryginału. Muzycy podświadomie kojarzyli sposób wykorzystania np. basu albo motywu prowadzącego z oryginalnego modułu i pisali własny, który był niemal identyczny (przynajmniej jeżeli chodzi o charakter wykorzystania danego instrumentu). Jestem w stanie przytoczyć tylko jeden moduł, w którym użyłem sample z innego modułu - był to "Meeting". Ale nie pamiętam już z czego je wziąłem i wiem, że ludzie mówili, że w ogóle nie przypomina to oryginału i jest w innym stylu. Starałem się bardzo. Zresztą, "Meeting" był o tyle fajny, że rozważałem wystawienie go na The Party 3 - nie zrobiłem tego właśnie z powodu sampli. Zasad trzeba przestrzegać - zwłaszcza własnych.
Słuchając Twoich modułów nie da się nie zauważyć, że uwielbiałeś czyste akordy durowe i mollowe :) Bogatsze wielodźwięki pojawiały się sporadycznie. Ba, nawet przewrotów używałeś rzadko... Poza tym miałeś kilka swoich ulubionych progresji, po których od razu można było rozpoznać eXTenda; przypuszczam zresztą, że robiłeś to nieświadomie. I moje pytanie. Czy od harmonii zawsze ważniejsze były dla Ciebie melodia albo aranżacja i dlatego nie zaprzątałeś sobie głowy akordami czy może jest jakiś inny powód?
"Bogatsze wielodźwięki" pojawiały się sporadycznie, bo: a) początkowo po prostu widocznie byłem za słaby, żeby bardziej kombinować, b) w późniejszym okresie korzystało się z tych sampli, które się miało, a miałem bardzo mało akordów innych, niż czyste dury i molle, a... c) nie chciałem wykorzystywać tych wszystkich oklepanych akordów krążących potem po scenie w epoce fascynacji stylem "jungle" (czy jak to tam się określało) - przynajmniej do czasu aż nie dorwałem DigiBoosteraPro i nie zrobiłem utworu w tym stylu, ale już wykorzystującego akordy tworzone ręcznie z pojedynczych instrumentów (utwór Neurosis z Dejection). A tak naprawdę to po prostu tak robiłem jak robiłem - komuś może to pasować, inna osoba stwierdzi, że mogło być lepiej itd. Najważniejsze było dla mnie to, żeby stworzyć jakiś fajny moduł. O to przecież chodziło.
NTB zawsze mi trochę przypominał "Nie" Jerzego Urbana. Chodzi mi o to, że waliłeś prosto z mostu, miejscami nawet ostro i jak na scenowca bardzo sprawnie formułowałeś myśli. Wyróżniałeś się na tle innych, bo poziom językowy magów był ogólnie niski, a kwiatki w rodzaju "przestawa wystarczać" zdarzały się często :) Dlaczego zdecydowałeś się stworzyć własny magazyn zamiast doczepić się do któregoś z istniejących?
Nie uważam, żeby moje teksty miały jakikolwiek sensowny poziom. Przynajmniej z dzisiejszego punktu widzenia. Ale owszem - waliłem prosto z mostu, bo tak jest najlepiej. Inni też się nie oszczędzali. "NTB" powstało, ponieważ w Trójmieście zawsze był jakiś magazyn dyskowy a "Paper White" (wcześniej "AlaMaKota") przestał istnieć. Tzn. na początku był to po prostu taki mały żart ale w momencie, gdy nie było już w Trójmieście alternatywy, powoli przekształcałem żart w coś poważniejszego. Co ciekawe - wiele osób zarzucało mi, że magazyn jest zupełnie niestandardowy - m.in. ma panel sterowania u góry a nie na dole. Ciekawe czy te osoby teraz piszą do twórców przeglądarek, że im się niewygodnie obsługuje, bo panele sterowania mają u góry. :) Nie tylko magazyn, ale i grupa Lamers przekształciła się w końcu w coś poważniejszego. Dla mnie jest to fajna sprawa gdy coś, co jest nie do końca poważne ewoluuje i staje się czymś poważniejszym (zarówno magazyn jak i grupa). W przeciwieństwie do projektów z góry zakładanych jako ultra-poważne, takie nie do końca serio pomysły mają często większą szansę powodzenia - nie ma presji, nie ma parcia na efekt, więc bardziej się chce.
Gitarowe moduły (np. Reassurance, Inside)- jak powstawały? Są tam zagrane sekwencje, więc rozumiem, że jednak chyba potrafisz troszkę grać na gitarze?
Skoro pisałem, że sekwencje są moje, to znaczy że są moje - grałem na gitarze akordy albo krótkie sekwencje i samplowałem - praktycznie bezpośrednio do ProTrackera przez monofoniczny sampler. Za pośrednika miałem zwykły, ale w miarę mocny, wzmacniacz Emerson pożyczony od śp. Marsa.
Moment of Bewitch - endpart z Prosiaka/FCI. Zawsze czekałem na tę szybszą część po 4 minucie - kopie do dzisiaj. Dokładnie pamiętam jak to demko leciało na party, ludzie wstaw ali z krzeseł i bili brawo. W dodatku w skrolu były pozdrowienia dla mnie i czułem się wtedy jak gwiazda! :) Czy pamiętasz jak ten moduł powstał i czy zrobiłeś go specjalnie do dema?
Pamiętam tylko tyle, że początek przerabiałem i dorabiałem jeszcze co nieco później, więc wgryzałem się w patterny i skakałem lekko na początku modułu. Reszty nie pamiętam. :)
Jest jakiś moduł, który powstał na bani albo pod wpływem jakichkolwiek rozweselaczy?
Chyba tylko "Ucieczka z Tropiku" - cover Marka Bilińskiego. Nie da się nic sensownego napisać pod wpływem.
Party Question. Czy pamiętasz skąd wziął się pomysł na kawałek z głosami partowiczy?
Kalosz łaził po party w Żywcu z magnetofonem i zadawał wszystkim jedno i to samo pytanie: "ksywa, grupa i co sądzisz o party?". I każdy odpowiadał. Pożyczyłem potem kasety, posamplowałem to i owo i wstawiłem w moduł. Nie spodziewałem się, że pierwsze Party Question będzie tak pozytywnie odebrane. Ale skoro zostało, to zrobiłem jeszcze dwa późniejsze oraz, wspólnie z Berserkerem (Przemkiem S.), Rowy-Question (z głosami scenowców-biwakowiczów z tygodniowego wypadu do Rowów).
Retrace, czyli niesamowity soundtrack z Zig Zaga #6. Do dziś przypominają mi się fragmenty artykułów jak tego słucham. W tym kawałku mamy i klimat, i melodię, i intrygujące wokalizy kojarzące się trochę z Cloo i Trackerem. I zero nudy. Cały czas coś się dzieje, zmienia, dochodzi. A pod koniec czeka na nas świetny hook brassów (04:30). Zawsze mi się ten moduł wydawał dość nietypowy jak na Ciebie - jedynie w końcówce pojawia się charakterystyczna, "Twoja" progresja i melodia. Co pamiętasz z okresu pracy nad nim?
Niewiele pamiętam z okresu prac nad tym modułem. Wiem, że nieraz kombinowałem i udawało mi się dorwać jakieś dziwne sample, może nawet skądś coś próbowałem samplować (tak to brzmi) - i stąd być może nietypowo to wyszło (sample narzuciły nieco styl).
Sunset - czy udało Ci się zidentyfikować oryginalnego autora?
"Romance Anónimo" (są też inne nazwy). Autor nieznany. Oczywiście moja wersja to była bieda niesamowita. Ale wtedy nie było internetu, żeby sobie odnaleźć dobrą wersję i przepisać, więc coś tam z pamięci walnąłem. Ot tak sobie. Nic specjalnego.
W ZZ#6 ukazał się duży materiał "muzycy o muzykach", wzorowany na zachodnich magach. Najpopularniejsi polscy muzycy omawiali i oceniali twórczość kolegów. Znalazłeś się na pierwszym miejscu. Mimo że opinie były wyważone, to jednak nie obyło się bez różnych drobnych złośliwości i dlatego chciałbym Cię zapytać, czy po tym tekście ktoś się na kogoś obraził albo miał pretensje?
Nie pamiętam tego artykułu i nie bardzo chce mi się teraz czytać Zig-Zaga, żeby skomentować.
Na pierwszym party w Żywcu odbyło się muzyczne fastcompo, trzeba było zrobić cover "Wlazł kotek na płotek" . Czy pamiętasz kto wymyślił to compo, jak w wyglądało robienie modułów?
Nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że Cromax zrobił kawałek pt. "Atak Smoków z Dupy", a ja "Power of Kotek". Robiłem go szybko, ale i tak za daleko odpłynąłem od oryginalnego "kotka". Zająłem 3 miejsce na 5. W środku. :)
Bolączką muzyków było zawsze zapętlanie instrumentów. A przynajmniej dopóki nie pojawił się Moebius Loop Maker ;) Muzycy radzili sobie lepiej lub gorzej, ale tylko Heatbeat potrafił robić to idealnie. Czy wiesz może w jaki sposób to robił? Podobno ś.p. Bartman rozpracował jego metodę, ale niestety nie dane mi było jej poznać.
Nie mam pojęcia jak Heatbeat robił swoje zapętlenia. Niektórzy muzycy, nawet z tych bardzo znanych, w ogóle specjalnie się nie przejmowali zapętleniami. Trzeba było po prostu siedzieć i tak długo dłubać aż wyszło w miarę ok. Wszystko też zależało od dynamiki modułu - w tych mocniejszych można było niekiedy zapętlić sampla byle jak. W tych spokojniejszych - musiał to być ładny loop. Bolączką były przede wszystkim 64-kilobajtowe sample. To była dopiero tragedia.
PYTANIA OD RADIOSŁUCHACZY
W 2017 zrobilismy na PPA tzw. AMA (Ask Me Anything) z XTD. Ludzie zadawali pytania, XTD odpowiadał. Wyszło całkiem nieźle, ale chcąc przeczytać całość trzeba się było przekopywać przez wielostronicowy wątek. Zebrałem to wszystko do kupy, wyłuskałem najciekawsze pytania.
Ralpheeck w roli psychofana ;)
Jubi: mnie na przykład bardziej niż sampling rate i efekty Protrackera interesują uwarunkowania społeczne ówczesnej epoki, typu mieszkanie na blokowisku, odwiedzanie kumpli z Amigami w innych dzielnicach czy innych miastach itp. objawy subkultury poza parties, bo parties są dość dobrze udokumentowane. Dlaczego na przykład nie zostałeś osiedlowym chuliganem albo kibolem tylko amigowcem i w jaki sposób Amiga uchroniła Cię przed wpadnięciem w szemrane towarzystwo (a może wręcz przeciwnie?).
Ha, dobre pytanie.
Amiga nie uchroniła mnie przed wpadnięciem w niezbyt grzeczne (że tak się wyrażę) środowisko. Ale nie żałuję tego - miałem różnych kolegów na osiedlu i było to o wiele ciekawsze, niż życie tylko i wyłącznie sceną (lub jakąś konkretną subkulturą w ogóle). Zresztą - do dzisiaj niektóre z tych znajomości przetrwały (czego nie mogę powiedzieć o większości znajomości scenowych). Blokowiska kiedyś tętniły życiem, ale komputery oraz kolejne pokolenie rodziców, którzy boją się własnego cienia i łykają jak pelikany wszystkie straszne gazetowe newsy, zmieniły rozwrzeszczane osiedla w ciche pustynie. Nie pamiętam kiedy ostatni raz słyszałem jakieś bawiące się dzieci na podwórku. Może i nawet nie chciałbym słuchać tych wrzasków, ale też nie chciałbym być w obecnych czasach dzieckiem siedzącym w domu przed komputerem non-stop i przebywającym z rodzicami (lub pod ich kontrolą) 24/7 przez 365 dni w roku.
Dzięki scenie zwiedziłem sporo miejscowości w Polsce - spotykałem się ze scenowcami nie tylko na parties. Była to część mojego życia i nie wyobrażałem sobie, że mając kolegów mógłbym się z nimi spotykać tylko i wyłącznie raz czy dwa razy do roku. Tak więc niekiedy organizowaliśmy sobie jakieś spotkania u kogoś, jechało się przez pół Polski i przez kilka dni bawiło się u różnych ludzi. Były też nawet dłuższe wyjazdy - np. tygodniowy wyjazd do Rowów pod namiot (stamtąd pochodziły głosy do modułu "Rowy Question" napisanego wspólnie z Przemkiem S.).
Do dzisiaj spotykam się z dawnymi scenowymi kolegami, ale są to nieliczne wyjątki. Próby połączenia sceny i normalnej znajomości nigdy jakoś na scenie nie wychodziły. Owszem, swapperzy pisali "friendship rulez" w każdym liście, ale było to tak sztuczne jak wyznanie wiary polskiego katolika. :) Ostatnio rzuciłem temat wspólnego wczasowania w Starych Jabłonkach w tym roku - parę osób się zgłosiło, będzie nas tam trochę, ale nadal odzew jest mniej więcej zerowy (biorąc pod uwagę wielkość sceny). A szkoda, bo nic tak nie motywuje do robienia czegoś jak właśnie koledzy - ale tacy prawdziwi, którzy wspierają się nie tylko poprzez klaskanie na parties. :) Dla mnie idealnym byłoby wynajęcie całego ośrodka, zaproszenie scenowców z żonami (mężami w przypadku kobiet) i spędzenie razem całego tygodnia albo dwóch - bez komputerów, kładąc nacisk właśnie na znajomość i fajną atmosferę, która pozwoliłaby "naładować akumulatory". Nic z tych rzeczy - scena dla scenowców nie jest ani stylem życia, ani nawet czymś specjalnie istotnym - jest to raczej odskocznia i coś, co jest gdzieś "obok". A szkoda, bo wszystko można połączyć i urozmaicić.
Ralpheeck: Zdarza Ci się słuchać dzisiejszej muzy? Kogo z współczesnych muzyków cenisz za warsztat i wyobrażnię muzyczna?
Jak sądzę chodzi Ci o muzykę scenową? Nieco wypadłem z obiegu i słyszałem tyle, co samemu uda mi się dorwać/odnaleźć albo to, co słyszałem na party na competition.
Powiem szczerze - nie leży mi dzisiejsza muza scenowa. Zrobiła się z tego bardzo ładna i technicznie nienaganna muzyka tła. Rzadko coś w kawałku rzeczywiście zagra tak, że chciałoby się cofnąć utwór o te parę sekund i posłuchać raz jeszcze. Dobrą muzę robi wielu scenowców (np. kolega AceMan, który potrafi fajne motywy w chipach zrobić, kolega Raiden całkiem przyjemnie pisze, podobnie Jazzcat - i wielu innych). Z tym, że są to bardzo często ambientowe kawałki, które po prostu mnie (a jestem nieco nerwowym gościem, który na co dzień słucha metalu) irytują. Mam wrażenie, że nie mogą się rozkręcić, "przywalić" czymś w końcu, wprowadzić jakiegoś charakterystycznego motywu.
Ja na to patrzę jeszcze w inny sposób - czy dany utwór jest coverowalny (że tak to pozwolę sobie określić), czyli czy zawiera jakiekolwiek elementy, które by sprawiły, że: a) ktoś zechciałby zrobić cover tego utworu, b) ktoś by ten cover rozpoznał. Takie charakterystyczne, świetne i rozpoznawalne motywy występują niemal we wszystkich gatunkach - począwszy od popu, a skończywszy na kapelach metalowych. Ambientowe granie scenowe, które do tej pory słyszałem, w większości nie zawiera tej cechy. Jest miłe dla ucha, ale bardzo zachowawcze. Tło jest przygotowane, perkusja jest ładna, bas gra, tło jest bogate i wszystko jest gotowe, żeby już, już za chwilę się rozkręcić. Ale zazwyczaj się nie rozkręca.
Zresztą, nie tylko o motywy chodzi. Chodzi również o niespodziewane elementy w utworach, coś co wybija z rytmu, jakieś nagłe zmiany sprawiające, że muzyka lecąca w tle nagle wybija się na pierwszy plan.
Jak zwykle łatwiej by było podyskutować na żywo, bo pewnie za bardzo uogólniam. Ale też mam duże wymagania - muzyka musi mnie zaskoczyć. I nie mówię, że moja taka jest, bo mojej nie oceniam i nie chcę się tutaj wymądrzać na zasadzie "bierzcie przykład ze mnie". Nie musiałbym w ogóle być muzykiem, żeby napisać to, co napisałem powyżej. W końcu krytyk kulinarny albo filmowy nie musi od razu być kucharzem czy reżyserem, żeby wyrazić swoją opinię.
Ralpheeck: Rozumiem że pracujesz w branży IT. Czy nie masz poczucia zmarnowanego ponadprzeciętnego talentu? Nie żałujesz, że nie pracujesz w jakiejś firmie, tworząc muzykę do gier lub filmów?
Nie, nie pracuję w branży IT. Zajmuję się trochę komputerami i sprawami informatycznymi, ale robię to przy okazji. Nie mam też poczucia zmarnowanego "ponadprzeciętnego" talentu, ponieważ nie wierzę specjalnie w "talent", ani nie uważam, żeby mój był ponadprzeciętny.
Nie żałuję, że nie robię muzyki komercyjnie. Kilka dawnych prób (m.in. do słynnego "Kajka i Kokosza") uświadomiło mi jak beznadziejnie pisze się cokolwiek pod czyjeś dyktando. Cała przyjemność z tworzenia zostaje zastąpiona przez konieczność dostosowania się do wymagań ludzi, którzy mają taką. a nie inną "wizję" tego, jak ma taka muza grać, brzmieć itd. Sami oczywiście nie potrafią czegoś napisać, ale wiedzą lepiej. I nie jest to kwestia tylko muzyki - w każdej branży jest tak, że nad specjalistą czuwa "wiedzący lepiej" prezes, kierownik czy po prostu zleceniodawca. I rozpoczyna się projektowanie/komponowanie "z tylnego siedzenia". A nawet jeżeli tak nie jest... Nie, wybaczcie, lubię moje w miarę uporządkowane życie, w którym jest czas i na hobby, i na pracę. Ale nie łączę jednego z drugim.
Ralpheeck: Przez ostatnie kilkanaście lat nie było o Tobie słychać. Ostanie modki sygnowane są na 1999 rok. Później tylko EP-ka. Chciałeś odpocząć? Poczułeś się wypalony? Brak czasu? Życie osobiste? Rozczarowanie sceną? Nie brakowało Ci "ten uczuć" kiedy finalnie przesłuchujesz nowy modek? Jak ludzie go przyjmą? Pytam, bo jeżeli ktoś jest tak produktywny (60 modułów rocznie, ponad jeden na tydzień) to jak można dawać upust sobie twórczo?
W skrócie? Rozczarowanie sceną. Ale o tym już gdzieś pisałem w wywiadzie, może nawet dwóch. Brakowało mi "ten uczuć", pewnie. Ale też brakowało mi potem czasu i ochoty. Teraz też robię muzę "z doskoku", ale znowu zaczyna mi to sprawiać jakąś przyjemność. Gdy są ludzie, którym się podoba to, co robię - to jest sens robić. Robienie muzy "do szuflady" jest bzdurą.
Ralpheeck: Wracając do starych czasów, jak to wyglądało. Mieszkałeś z rodzicami w bloku i byłeś w stanie spędzać tyle czasu przed komputerem? Miałeś swój pokój, rodzina słuchała wraz z Tobą "Technological Death". Przecież to musiało zajmować setki godzin. Oglądanie demek, pisanie, organizowanie się. Gdzie czas na szkołę? Na życie pozascenowe?
Owszem, początkowo mieszkałem z rodzicami w bloku i pisałem muzykę nie zwracając specjalnie uwagi na to, że w domu są inni domownicy. Oczywiście nie pisałem "na cały regulator", pisałem w miarę po cichu i dopiero efekt finalny odsłuchiwałem nieco głośniej. Miałem jednak własny pokój.
Ale nie trwało to tak długo, jak w przypadku polskiej średniej - bez przesady! Nie zostałem 30-letnim "dorosłym dzieckiem" tkwiącym w mieszkaniu z rodzicami albo jednym z tych, co to zamieniają mamę na żonę (tj. wyprowadzają się od rodziców dopiero po ślubie). Samodzielność zawsze była moim marzeniem w czasach szkolnych, więc już w wieku bodajże 22 lat (około) wyprowadziłem się i zamieszkałem sam. Potem z dziewczyną, potem znowu sam, sporo tych przeprowadzek było, ale nie żałuję - były to świetne czasy. Sporo imprez było, sporo czasu na wszystko - w tym i na pisanie muzy.
A wracając do czasów, które spędziłem z rodzicami - to był okres, w którym na wszystko znajdował się czas - zarówno na zabawę, na muzę, na kolegów spoza sceny, na scenowców itd. Potrafiłem (i sam się sobie dziwię) robić wówczas wszystko, na wszystko mieć czas i we wszystko się angażować (oczywiście tylko wówczas, gdy chciałem się w coś angażować).
Ralpheeck: Pisząc moduły, jak to wygląda od strony twórczej? Masz wyobrażenie melodii i po prostu pobierasz pod nią sample, czy może tworzysz na bieżąco. Wymyślasz ogólny klimat i improwizujesz, czy może utrwalasz temat który sobie wyobrażasz? Jak to wyglądało kiedyś? Miałeś po prostu kilka, kilkanaście modków roboczych i kończyłeś po kolei, czy może ten, który bardziej Ci odpowiadał? A może robiłeś jeden moduł i jak kończyłeś, to rozpoczynałeś nowy? Jak dobierałeś ogólny klimat muzy? Pisałeś spokojny motyw, bo byłeś w smętnym humorze? Pytam, bo w wspomnianym "wspomnieniu" świetnie to widać. No i tytuły. Preferowałeś nazewnictwo angielskie, aby dotrzeć na zachód z muzyką, czy może pod wpływem ówczesnej mody?
To wygląda naprawdę różnie. Nieraz zaczynam wręcz od... szukania pomysłu. :) Przeglądam sobie brzmienia starając się wyobrazić, co ciekawego można z tego zrobić. Nieraz zaskoczy, nieraz nie. Pomysłów, w których od razu rodzi się w głowie melodia, jest naprawdę mało i nie zawsze są one najlepsze.
Kiedyś pewnie wyglądało to podobnie - raz miałem ochotę napisać coś ostrzejszego, innym razem coś spokojniejszego. Przy naprawdę spokojnych, długich utworach, trochę się musiałem zmęczyć, bo to jednak nie mój klimat - ale starałem się. :)
Ralpheeck: W jednym z zinów (a może to było w Amiga Magazynie) powiedziałeś, że jesteś samoukiem i nie masz klawiszy. Nie masz żadnych muzycznych tradycji rodzinnych? Pianino, akordeon? To chyba niemożliwe, aby ktoś w tak młodym wieku doszedł samemu do zasad kompozycji, struktury muzycznej bez jakiś podstawy ze szkoły muzycznej. Dobieranie akordów, rozpisywanie solówek, strojenie instrumentów. Serio? Jak Twoja rodzina wtedy zapatrywała się na Twoje hobby? Masz teraz swoją rodzinę? Dzieci przejawiają talent muzyczny?
Rodzinnych tradycji muzycznych raczej nie mam. Coś tam potrafiłem zagrać prostego dawno temu jedną ręką na pianinie jak byłem mały. Nuty też potrafiłem czytać, w szkole z gry na flecie z nut zawsze piątkę miałem, ale bez przesady - to żadne wielkie muzyczne doświadczenie. Na gitarze się nauczyłem grać - ale tylko w stopniu bardzo podstawowym.
Wbrew pozorom jest jedna tylko cecha, która sprawi, że ktoś dojdzie do zasad kompozycji, melodii, brzmienia itd. Tą cechą jest wytrwałość. Moduły każdego niemal muzyka amigowego, którego znałem (włącznie ze mną) były początkowo niemal niemożliwe do słuchania. Ja pisałem jakieś badziewne żenujące byle co, inny scenowy muzyk (nie będę wymieniał z ksywy) nie mógł się wbić w tonację z basem, inny pisał dosyć proste nudne kawałki. Itd. itp. Po latach ci muzycy pisali bardzo dobre utwory - coś podpatrzyli, do czegoś doszli samodzielnie, następowały przełomy, coraz to nowe pomysły. Tak to się odbywa. Ale nie odbywa się to w miesiąc, czy dwa. Prędzej już liczyć należy w latach.
Jeżeli miałbyś tak z pamięci wspomnieć swoje 5-10 modków, które szczególnie zapadły Ci w pamięci, ze względu na okoliczności pisania, ich sukces etc., to które byś wymienił?
Na okoliczność pisania to nie. Nawet gdyby taki był, to po co dorabiać ideologię do zwykłego modułu? Ze względu na sukces to pewnie byłby to "Technological Death" (mało osób wie, że to demo wzięło swoją nazwę od modułu, a nie odwrotnie) oraz "All The Way" (pierwsza moja wygrana w competition).
Creonix: Jak zmieniła się scena: polska, zagraniczna, wg Ciebie na przestrzeni lat? Co jest lepsze, co gorsze, czy w ogóle coś się zmieniło z twojej perspektywy, perspektywy osoby, która była aktywna już we wczesnych latach 90?
I drugie pytanie. Co sądzisz o zmianie w muzyce scenowej i generalnie w muzyce, które nastąpiły po latach 90. i w XXI wieku? Czy nie przeszkadza twojemu gustowi i estetyce, że wielu muzyków rezygnuje z melodyjnych, harmonicznych i prostych utworów w stylu lat 90. na rzecz mało melodyjnych, powtarzalnych minimalistycznych utworów czerpiących z nowoczesnych gatunków? Czy chętnie jako odbiorca widziałbyś więcej powiewu "staromodnych" melodii?
Jak się zmieniała polska scena? O rany, to temat na dłuższą dyskusję. Na pewno zmieniała się i na korzyść, i na niekorzyść. Jakość produkcji, jak wiadomo, była coraz lepsza. Natomiast wytrwałość ludzi zmniejszała się wraz z czasem. Ci, którzy byli aktywni w początkowym okresie sceny, potrafili wytrwać na niej najdłużej. Potem przychodzili "głodni sukcesu" młodzi scenowcy, którzy już takiej cierpliwości nie mieli. Może też spodziewali się czegoś innego, zwłaszcza że scena z roku na rok stawała się coraz bardziej "elitarna" w mniemaniu tych, którzy chcieli się na nią dostać. Owe mniemanie przekładało się potem na atmosferę sztucznie kreowanego podziału.
Z biegiem czasu więzi międzyscenowe naprawdę mocno się osłabiły - grup przybywało, ale rozpoznawalnych ludzi było coraz mniej. Stara gwardia się wykruszała, a młodzi nie byli specjalnie rozpoznawalni. Owszem - grupy były znane z nazwy, ale coraz rzadziej już ludzie wiedzieli jak wygląda koder z jakiejś super grupy czy topowy grafik młodej generacji. To już nie byli ludzie, którzy byli rozpoznawalni. To też przekładało się na mój negatywny odbiór sceny - będąc dosyć rozpoznawalną postacią, skupiałem na sobie uwagę. Za dużo uwagi. Czułem się trochę jak w jakimś utopijnym świecie, w którym funkcjonuje sejm, senat, prezydent itd. ale jest tylko jeden rozpoznawalny i znany polityk. Wiadomo - chcąc poprawić oglądalność albo swoje własne notowania, trzeba tego polityka non-stop pokazywać, podkładać świnie, rozpuszczać plotki itd. To może zbyt mocne porównanie i zbyt mocne uproszczenie (na pewno nie byłem jedyną rozpoznawalną postacią), ale mniej więcej pokazuje o co chodzi. W moim odczuciu scena osiągnęła dno w momencie, gdy w wild compo zaczęły pojawiać się całe dema skierowane przeciwko różnym osobom, często również przeciwko mnie. Taki oficjalny hejt, w dodatku w stylu, którego wstydziłby się opublikować na YouTube byle 12-latek, naprawdę zniechęcał. Pomijając natomiast sprawę hejtu - po Technological Death i kilku innych demach, w których styl techno się przyjął, polska scena wkroczyła w etap napierdalanek i łupanek w demkach. I z tego etapu nie otrząsnęła się po dzień dzisiejszy. Ktoś może powiedzieć, że taka muza pasuje do dema. Pasuje, moim zdaniem, jak każda - kwestia designu. Przypomina mi się, gdy ktoś kiedyś mi powiedział, że ogólnie to nie słucha techno, ale do samochodu, jak się ma dobry sprzęt, to pasuje idealnie. Zapytałem się go wówczas czy zacznie słuchać Motorhead gdy sobie kupi motor - ot tak, żeby muza pasowała.
Co do muzyki - owszem, przeszkadza mi, że wielu muzyków rezygnuje z melodii. Ale bynajmniej nie dlatego, że rezygnują z "harmonicznych i prostych" uworów. Przeszkadza mi, że rezygnują z jakichkolwiek ciekawych motywów. Melodia (albo motyw muzyczny, riff, czy fraza - jak zwał tak zwał, w zależności od stylu) nie musi być prosta i podobna do pierwszych prób pisania muzyki na komputerach w latach 90. Ale powinna coś w sobie mieć! Kiedyś spotkałem jednego gościa, który stwierdził, że on jest fanem "minimalu" i że on tylko "minimal" robi. Powiedziałem mu, że minimal to sobie może Jarre pisać, gdy już pokazał, że potrafi coś więcej, a minimal jest to jego wybór w danym momencie, a nie jedyna rzecz, którą potrafi zrobić. W muzyce cenię sobie, gdy ma w sobie to "coś". Dla mnie na przykład wiele utworów ambientowych byłoby wspaniałym punktem wyjścia do zrobienia czegoś fajnego, super podkładem, z którego można dopiero coś wydobyć. Dla wielu muzyków jest to jednak skończona całość, bo to taki styl. Nie wiem - tyle się męczyć (bo nieraz sporo pracy trzeba włożyć), żeby zrobić muzykę tła bez żadnych charakterystycznych motywów? Każdy robi to, co lubi - mnie to jednak nie przekonuje. Jak napisałem gdzieś wcześniej - utwór powinien być taki, żeby się chciało zrobić jego cover i żeby ten cover ktoś rozpoznał.
Grogon: A dlaczego niektóre patterny zaczynałeś od 8 pozycji?
Hmm, chyba od drugiej.
To prosty zabieg zabezpieczający mnie przed NoiseTrackerowymi replayerkami. Wielu koderów nie zważając na to, czy utwór gra dobrze czy nie, wybierało replayer NoiseTrackerowy, bo zajmował mniej linii rastra (czy jak to się tam nazywało). Niestety, NoiseTracker nie miał np. finetune'ów ani połowy komend ProTrackera. Niektóre komendy działały w sposób ograniczony - na przykład komenda "D" w NoiseTrackerze nie posiadała parametru (był on ignorowany). Używając więc komendy "D01" skakałem do pierwszej linii następnego patternu. W następnym patternie w linii 0 (do której skakały procedury NoiseTrackerowe, pomijające parametr "01") było zatrzymanie utworu (nieskończona pętla w miejscu). Za to od pozycji 1 moduł odgrywał się bez problemu. :) Ot - taka sztuczka. Gdy koder mówił "stary, moduł mi się zacina", to wiedziałem, że ma złego replayera.
Mała niespodzianka. Nie wiem czy to zostało wykorzystane, ale goście, którzy robili K&K na PC, mieli jeszcze chyba ok 20 kB na dyskietce i w wersji pecetowej chcieli puścić muzę podczas gry. Zrobiłem więc takie małe "coś" - czy to zostało wykorzystane, tego nie wiem.
Asman: Ja mam pytania związane z demem Technological Death. Powiedz więcej jak to było z tym demem, bo synchro z muzyką dla mnie jest niesamowite. Jak to zostało osiągnięte. Czy najpierw było demo, czy pierwsza była muzyka.
Najpierw była muzyka. Demo wzięło nazwę od nazwy modułu, co mnie zdziwiło w sumie, bo dopiero na party je zobaczyłem na big screenie i dowiedziałem się, że wymyśliłem dla niego nazwę. :)
Synchro było robione przy pomocy wstawiania w patterny komendy "8xx" - sama w sobie nic nie robiła i można ją było wsadzać tam, gdzie nie było innych komend. Jednak koder bez problemu mógł taką komendę odczytać z playera i w damym momencie np. zmienić efekt.
Nie był to mój pomysł - w jakimś starym demie ktoś podobny efekt zrobił z wykorzystaniem komendy "6xy" - ta akurat coś robiła, ale dopiero od czasów ProTrackera, w czasach NoiseTrackera i SoundTrackera była, podobnie jak "8xx", pomijana i niewykorzystywana.
Samo demo nie posiadało oszałamiających efektów, ale w tamtym czasie takie zgranie z muzyką dawało wystarczający efekt "wow". Bez tego zgrania byłoby to w zasadzie kolejne nudnawe demo z takimi sobie efektami.
Dzięki tej produkcji sporo osób spoza Polski poznało moją ksywę. Było to nawet miłe na The Party 3, gdy ludzie widząc ksywę kojarzyli mnie z tego dema. W tamtym czasie w zasadzie oprócz Technological Death niewiele rzeczy z Polski kojarzyli. :)
CZĘŚĆ DRUGA