Trochę (mojej) historii.
Wiele lat temu zdecydowałem, że muszę kupić Amigę, kiedy zobaczyłem u kumpla
Deluxe Painta III w Hiresie i w 16 kolorach... i tak mi zostało. Od
początku mojej przygody z tym komputerem szczególnie bliskie są mi
zagadnienia związane z grafiką, w szczególności z DTV. Pamiętam, kiedy w
1992 lub w 1993 roku do posiadanej A500 z 1MB zakupiłem digitalizer DigiLab -
solidne dzieło braci Hebiszów. W tamtych czasach był to szok, przynajmniej
wśród moich znajomych, dla mnie natomiast powstała motywacja do
natychmiastowej rozbudowy sprzętu: 2,5 i zaraz potem 4,5 MB ram-u, kick
3.0... A wreszcie Amiga 4000. DigiLab, który był świetny z A500, z A4000
począł wydawać się mi delikatnie mówiąc średni - przyrost wydajności pracy
digitalizera okazał się mizerny w stosunku do wzrostu mocy obliczeniowej
Amigi... Wtedy nabyłem ówczesny hit: FG-24. I może nie narzekałbym na ten
świetny sprzęt jeszcze długo, gdyby nie Amiga Show'96... Tam po raz pierwszy
zobaczyłem co potrafi porządna Amigowa karta video...
Jest to karta do nieliniowego montażu video, przeznaczona dla Amig, wyposażonych w sloty ZorroII. Karta ta stała się, wraz z kartą muzyczną Toccata, podstawą konstrukcji słynnych maszyn: Draco i Casablanca, firmy MacroSystem.
Mówiąc najkrócej: V-Lab Motion zainstalowany w Amidze zamienia ją w cyfrowy
magnetowid. Karta i oprogramowanie zostały skonstruowane w taki sposób, aby
umożliwiały zapis/odczyt animacji na twardym dysku tak, jak odbywa się to w
zwykłym magnetowidzie. W praktyce polega to na tym, że obraz w
rozdzielczości około 736x568 pikseli jest digitalizowany i zapisywany na
twardym dysku z częstotliwością 25 klatek/s w formie skompresowanej i przy
takich samych parametrach z niego odczytywany. Wszystko odbywa się w czasie
rzeczywistym. Wszystkie operacje kompresji/dekompresji wykonywane są
sprzętowo. Rozdzielczość 736x568, przy częstotliwości 25 kl/s odpowiada
dokładnie standardowi systemu PAL. Karta może pracować także w systemie
NTSC.
Wbrew pozorom, w sposób bardzo podobny, jak w przystaweczce FG-24. Jest sobie szybki przetwornik analogowo-cyfrowy, który orientując się po sygnałach synchronizacji, zczytuje dane pojedynczej klatki obrazu piksel po pikselu i umieszcza w jakiejś tam swojej pamięci, w jakiejś tam dogodnej dla siebie formie. W przypadku FG-24 zawartość tej pamięci jest programowo dekodowana i przepychana przez złącze Parallel do pamięci Amigi. I tu pojawia się różnica. W przypadku V-Laba dane, przed przepchnięciem przez cokolwiek, zostają sprzętowo skompresowane za pomocą algorytmu Jpeg i dopiero w formie skompresowanej są przesyłane przez szynę Zorro, po czym trafiają na twardy dysk. Moc V-Laba i innych kart tego typu tkwi w sprzętowej kompresji danych. Dlaczego? Wystarczy prosty rachunek: 736x568 mnożymy x3 bajty (24 bity) i jeszcze raz, x25, bo tyle mamy klatek w ciągu sekundy. Wychodzi około 32MB danych. Tyle danych, w przypadku braku kompresji trzeba by w ciągu jednej sekundy odczytać z dysku, przepchnąć przez szynę i wywalić na ekran. Zastosowanie kompresji typu Jpeg na 90%, przy niezauważalnym spadku jakości pozwala zmiejszyć ilość danych, przesyłanych w ciągu jednej sekundy do około 2,9MB - taka wartość mieści się już w granicach rozsądku i jest możliwa do przełknięcia przez "normalne" komputery.
W praktyce mamy bardzo starannie i estetycznie wykonaną kartę i oprogramowanie ją obsługujące. O oprogramowianiu za chwilę. Warto przyjrzeć się samej karcie. Jest ona "pełnowymiarowa", zarówno na długość, jak i na szerokość, zakończona śledziem, którego wypada przykręcić do obudowy. Na śledziu mamy po dwa wejścia i po dwa wyjścia video. Są to: CVBS, czyli zwykły chinch i SVHS, czyli Y-C. Karta nie posiada żadnych zworek. Po włożeniu jej w wolny slot Zorro (co wymaga mniejszej siły, niż włożenie np. CV64) możemy zamknąć obudowę i przystąpić do instalacji oprogramowania.
Oprogramowanie nazywa się MovieShop. Program ten jest dla mnie jednym z
głównych argumentów, służących do przekonywania "innowierców", że Amiga
rules. Jest po prostu cool. Umożliwia oczywiście nagrywanie i odtwarzanie
animacji na/z twardego dysku. Dzieje się to tak, jak w zwykłym
magnetowidzie: chcemy nagrywać - naciskamy "rec", chcemy odtwarzać - naciskamy
"play". Poszczególne sekwencje które nagramy są widoczne w postaci ikonek,
zawierających zmniejszenie ich pierwszych klatek. Możemy oczywiście w
dowolny sposób poruszać się po nagranym materiale, kopiować wybrane
fragmenty, wycinać, eksportować w postaci sekwencji obrazków, jak również
sekwencje obrazków importować. W ten sposób można dowolny fragment materiału
"wyrzucić" np. do ImageFx-a i po dowolnych przeróbkach zaimportować z
powrotem. Oczywiście można sobie zaimportować np. animkę wyliczoną na
Cinemie, po to, aby odtworzyć ją z jakością, jak to mówi mój lamerowaty
sąsiad, "telewizyjną". Wyeksportowane sekwencje elegancko można zamienić na
"empegi" za pomocą WildFire... Możliwości jest sporo, a to dopiero początek...
MovieShop zawiera narzędzia umożliwiające montaż zdigitalizowanego materiału,
z wykorzystaniem różnych efektów: przenikania sekwencji, przejść między
sekwencjami realizowanych na różne wyszukane sposoby, itp. Efekt wygląda
tak, jak prezentacja wykonana na Scali, tylko że tu wszystko się odbywa na
żywym obrazie telewizyjnym...
Oczywiście animacje można sobie obrabiać i montować wraz z 16-bitowym dźwiękiem. Warunkiem jest posiadanie karty muzycznej Toccata, też firmy MacroSystem. Sporą wadą MovieShopa jest to, że pracuje tylko i wyłącznie z tą kartą.
No cóż. W moim przypadku przesiadka z FG-24 na V-Lab Motion, to było coś, jak przesiadka z malucha na samolot. Nie istnieje w ogóle jakakolwiek skala porównawcza między tymi urządzeniami. Aby sytuację przedstawić najkrócej i w sposób maksymalnie obrazowy: kiedy zdigitalizujemy fragment "filmu", powiedzmy z magnetowidu i obejrzymy najpierw oryginał, a potem digitalizację z HDD, nie zauważymy absolutnie żadnej różnicy. Nie ma możliwości odróżnienia digitalizacji od oryginału, przez osobę, która nie zna aktualnego źródła obrazu...
Oprócz jakości ważna jest jeszcze płynność odtwarzania animacji. Aby ocenić
ten parametr, można, mając dwie Amigi, przeprowadzić następujący eksperyment.
Równocześnie rozpoczynamy digitalizację obrazu, na Amidze z zainstalowanym
V-Labem oraz na drugiej Amidze, wyposażonej w sampler, samplowanie dźwięku,
odpowiadającego digitalizowanej sekwencji . Kiedy zdigitalizujemy w ten
sposób, powiedzmy 2 minuty jakiegokolwiek fragmentu filmu, wraz z dźwiękiem,
możemy w ten sam sposób go odtworzyć, tzn. równocześnie odpalając animkę z
V-Laba i sampling. Stabilność odtwarzania animacji jest taka, że po minucie,
dwóch, czy pięciu obraz i dźwięk będą ciągle leciały idealnie
synchronicznie...
Filozofia pracy karty i oprogramowania jest taka, że albo sprzęt się "wyrabia" i animacja jest nagrywana/odtwarzana tak, jak trzeba, albo wcale. Nie ma mowy o tym, aby cokolwiek zwalniało lub aby były gubione klatki, tak jak ma to miejsce w "klasycznych" przypadkach, kiedy sprzęt nie "nadąża".
czyli praktyczne wymagania karty:
1. Amigę ze slotami ZorroII - tu chyba nie trzeba dalszych wyjaśnień.
2. Porządny twardy dysk, z porządnym kontrolerem. Krótko mówiąc: im szybszy
jest transfer z twardego dysku, tym mniejszą kompresję możemy zastosować, aby
zachować płynny przepływ danych. Mniejsza kompresja oznacza wyższą jakość
obrazu, a dokładniej, mniejszą stratę tej jakości. W praktyce, aby uzyskać
kompresję na 75-85% jakości wystarczy cokolwiek, co pod SysInfo będzie miało
transfer około 4MB/s - wtedy możemy mówić o sensownej pracy i o dobrej
jakości obrazu. Wniosek jest prosty: SCSI lub FastATA. Użytkownicy
standardowych kontrolerów powinni zakup V-Laba dokładnie przemyśleć.
Standardowe IDE, montowane fabrycznie w A1200/A4000 pozwala wyłącznie na
digitalizację pojedynczych klatek lub animacji, przy kompresji na 50-55%, w
porywach do 60%, a to o wiele za mało, jeśli myśli się o pełnym wykorzystaniu
możliwości karty na potrzeby MovieShopa musimy przeznaczyć jedną partycję
twardego dysku, program zapisuje bowiem dane "po trackach". Partycja dla
jakichkolwiek sensownych zastosowań powinna mieć, powiedzmy, 1GB. Na takiej
partycji możemy obrabiać jakieś 10 minut materiału, przy przyzwoitej
kompresji rzędu 80%.
3. Conajmniej 16MB pamięci fast. 32MB nie zaszkodzi. MovieShop tworzy
sobie bufor w pamięci fast. Taki bufor jest potrzebny do "stabilizacji"
przepływu danych i dobrze, jeśli te 8-16MB możemy na niego przeznaczyć.
Poza tym program jest oszczędny, jak każdy dobry program na Amigę.
4. Procesor. I tutaj wiele zależy od tego, co chcemy robić. Jeżeli tylko
digitalizować i odtwarzać, ew. montować w prosty sposób, na zasadzie
copy/paste (wytnij/wklej), wtedy spokojnie wystarczy 030. Wszystkie
operacje konieczne do digitalizacji/odtwarzania animacji wykonuje
sprzętowo chipset karty i procesor bierze w tym wszystkim niewielki
udział. Moc obliczeniowa przydaje się natomiast przy stosowaniu bardziej
wyszukanych efektów, są one bowiem realizowane programowo. Tu, rzecz
jasna, im szybciej, tym lepiej, skraca się bowiem czas oczekiwania na
końcowy efekt obliczeń - jak przy klasycznym image-processingu. Polecam
060, chociaż 040 też jest niezłe...
5. Jakieś źródło i jakiś odbiornik sygnału video. Źródłem może być
kamera, magnetowid lub cokolwiek innego, co ma wyjście CVBS lub Y-C
i produkuje obraz telewizyjny. Jako odbiornik najczęściej stosuje się
magnetowid, za pomocą którego zapisuje się finalny produkt na jakimś
"klasycznym" nośniku. Trzeba też posiadać coś, co umożliwia podgląd
obrazu generowanego przez kartę - może to być monitor typu C1084S,
Philips lub najzwyklejszy telewizor. Monitor C1084S możemy podłączyć
bezpośrednio do wyjścia Y-C karty, posiada on bowiem osobne wejścia
luminancji i chrominancji. Kolorowy obraz otrzymany na wyjściu Y-C jest
generalnie wyższej jakości niż ten z wyjścia CVBS.
1. Oczywiście, podobnie jak w przypadku wielu innych poważniejszych
zastosowań Amigi - kartę graficzną. Program MovieShop umożliwia, co prawda,
pracę w każdym trybie graficznym, dostępnym "pod systemem". Nie oznacza to
bynajmniej, że można na MovieShopie wygodnie pracować w Hiresie i w PAL-u...
Tak naprawdę, rozsądnym minimum jest dla tego programu rozdzielczość 800x600
w 256 kolorach. Już widzę, jak cieszą się osoby, które pomyślały w tym
momencie o Super72 i trybie SuperHires Interlace... Od razu mówię, że nie
tędy droga. Wiem, że ktoś wycisnął z kości AGA tryb 1024x768 - jest to bardzo
ciekawe oraz romantyczne, tylko co z tego? Interlace i koszmarna powolność
takich trybów, przy 256-ciu kolorach, powodują, że pracować na V-Labie jest w
takich warunkach co najmniej trudno... Obciążenie systemu przy 256-ciu
kolorach jest tak duże, że występują zaburzenia pracy samej karty. Nie można
utrzymać takich parametrów digitalizacji, na jakie pozwala pozostała część
hardware'u.
Aby dało się pracować na "Adze" lub czymś starszym (ECS?, OCS??), należy uruchomić program w czterech kolorach. Dlaczego w czterech? Dlatego, że pełny wystrój graficzny MovieShop ma tylko w trybie 256 kolorów. Gdy zostanie uruchomiony trybie o mniejszej ilości kolorów, będzie miał postać tekstowo-okienkową, bez ikon reprezentujących poszczególne sekwencje, efekty i inne rzeczy. 4 kolory spokojnie wtedy wystarczą...
Optymalną rozdzielczością dla MovieShopa jest 1280x1024. Przy takiej rozdzielczości możemy otworzyć wszystkie niezbędne przy normalnej pracy okna i rozmieścić je wygodnie na ekranie - uzyskuje się wtedy natychmiastowy dostęp do wszystkich narzędzi i "regulatorów", bez konieczności poszukiwania ich w menu. Myślę jednak, że 1024x768 wystarczy większości osób do wygodnej pracy.
2. Archiwizer DiavoloBackup w wersji conajmniej 3.2. Umożliwia on archiwizację "partycji video" MovieShopa, a w ten sposób przeniesienie danych na inny nośnik.
Uważam kartę V-Lab Motion za jeden z najlepszych zakupów, jakie poczyniłem do Amigi (drugim jest CyberstormII/060). Karta oferuje doskonałą jakość digitalizacji i generowanego przez siebie obrazu. Oprogramowanie karty natomiast może posłużyć jako sztandarowy przykład dobrego softu na Amigę. Sprzęt i program robią naprawdę znakomite wrażenie w akcji i zapewniają komfortową pracę. Współczesne Amigi w końcu "dorosły" konfiguracyjnie do wymagań takich kart, jak V-Lab Motion (040, 16-32MB ram-u i spory twardy dysk to już dzisiaj standard), dlatego mogę spokojnie polecić kartę każdemu, komu uda się ją kupić i kogo będzie na nią stać.
Artykuł pierwotnie ukazał się w Lamezin 3.
Zdjęcia nadesłał Krzysztof Miłota