@MDW,
post #16
Większość ludzi, których znałem, sprowadzała w zasadzie Amigę do pozycji ośmiobitowca. Nie mówię o scenowcach, ale w większości dawni użytkownicy Amigi to byli goście, których po prostu stać było na przesiadkę z C64. I nadal, podobnie jak w przypadku 8-bitowców, nic sensownego oprócz grania na tych Amigach nie robili. Ba, nawet monitor i biurko to była rzadkość. Ot - podpiąć sie pod telewizor na godzinę, pograć w parę gier, odpiąć Amigę i schować do szafy, "żeby się nie kurzyła". Trzeba przyznać, że firmy składające pecety miały dobry marketing - zareklamować ówczesne złomy w taki sposób, że każdy traktował je jako coś wspaniałego i PROFESJONALNEGO. Nic to, że przez długi cza na Amidze dało się zrobić więcej ciekawych rzeczy, mniejszym nakładem pracy (i pieniędzy), a nawet szybciej. Pecet to był PECET, do domów był kupowany jako "poważny" komputer, nie jakaś tam zabawka, i brakowało często jedynie klęcznika i ołtarza (chociaż przez pewien czas w którymś czasopiśmie ktoś reklamował klęczniki do komputerów - rzekomo bardziej ergonomiczne, lepsze itd. - jakoś się jednak nie przyjęły). I tak jak był sobie na osiedlu jakiś Zbysiu, który miał C64 i grał sobie w gierki, to ten sam Zbysiu potem grał na Amidze, a potem rodzice kupili mu komputer "do nauki" (bo tak się usprawiedliwiało większy wydatek), żeby Zbysiu mógł się w końcu czegoś nauczyć "na tych kompjuterach". I Zbysiu z zapałem uczył się grać na pececie. A poza tym nie było już po prostu używania FileMastera czy Opusa - było STUDIOWANIE Norton Commandera (albo praca w Norton Commanderze - bo w tym się PRACOWAŁO), dzięki czemu Zbysiu mógł też trochę profesjonalniej (bo profesjonalnym Nortonem) przegrać sobie od kolegi gry.
Tak już zostało, brak było chętnych (na większą skalę) do inwestowania w Amigę (bo generalnie z tonącego okrętu się ucieka, a nie zapisuje do orkiestry) i Amiga skończyła jak typowy ośmiobitowiec. Nawet w czasach swojej świetności mniej wyrobieni sprzętowo posadacze pecetów w ogóle nie zdawali sobie sprawy, że Amiga coś potrafi oprócz uruchamiania gier. I, nie oszukujmy się, nawet producenci gier, którzy na Amidze zarobili sporo kasy, nie mieli ochoty niczego na tym komputerze robić (oprócz zarabiania).
Tak więc można było wszystkim pokazywać zalety Amigi, jaki to wspaniały sprzęt, robić demonstracje itd. ale to wszystko było mniej więcej tak sensowne, jak promowanie na siłę samochodów parowych (zobaczycie, zaraz jakiś producent wymyśli bardziej wydajny samochód parowy i Wam, spalinowcom, szczęki opadną).