Pewnego dnia przeglądałem recenzje w jeszcze wtedy istniejącym Gamer CD32.
Jednym z lepiej ocenionych tytułów był m.in. "Roadkill". Spodobał mi się już
na pierwszy rzut oka, choć przyznam, że trochę złapałem się na popularny
haczyk ciekawej i zachęcającej grafiki. Ruszyłem w miasto. Pamiętam, że na
nieistniejącym już od wielu lat stoisku z grami wypróbowałem płytkę przed
kupnem: nówka, prosto z folii, została wpakowana do sklepowej konsoli
(Marksoft nawet dodał do pudełka CD prostą, ale zawsze polską instrukcję).
Wtedy właśnie pierwszy raz zobaczyłem wprowadzenie... O zgrozo, nigdy czegoś
takiego na CD32 nie widziałem. Jak mogła potoczyć się dalej ta historia?
Łatwo to przewidzieć. Przez całą kilkunastominutową podróż autobusem
kurczowo ściskałem pudełko z CD. Gdy dotarłem do domu, od razu umieściłem płytę w napędzie (nawet nie pamiętam, czy wstąpiłem do łazienki umyć ręce po komunikacji miejskiej). Po prostu musiałem zobaczyć to jeszcze raz!
Kolejny raz... jeszcze raz... i raz... No ale przecież nie kupiłem gry
tylko po to, aby w kółko oglądać ciekawe wprowadzenie.
Sens gry praktycznie został zdefiniowany w jej tytule. Startujemy w morderczym wyścigu, w którym oprócz oczywistej pogoni za zdobyciem pierwszego miejsca na podium (może nawet lekko drugoplanowym), będziesz miał okazję pokiereszować wszystkich uczestników biorących udział w zawodach. Tak, faule w tym wyścigu są jak najbardziej na miejscu, a organizator oprócz podżegania do rozlewu krwi (ku uciesze rzeszy gapiów), zmotywuje nas do działania przeciwko innym sporymi sumami pieniędzy, odznaczeniami i kilogramowymi sztabkami złota. Oczywiście dopiero po pomyślnym zakończeniu każdorazowego odcinka. Nagroda główna to najwyższe miejsce na "pudle" i góra kasiorki, której poziom zapewni nam wpis do tabeli najlepszych. Nie ma tu żadnej fabuły, głowni bohaterowie pojawiają się znikąd i tam również podążają. Z wprowadzenia dowiadujemy się jedynie w jaki sposób bohater o imieniu Cannon stracił kawałek swojej twarzy (aż trudno uwierzyć, że tylko kawałek). Reszta opowieści pokazuje nam bardzo ładnie świat wiejących chłodem wyścigów "ROADKILL", czyli pędzących w swych bolidach, ziejących nienawiścią, zimnokrwistych i wyrachowanych kierowców, którzy po trupach wspinają się na sam szczyt listy (bynajmniej nie przebojów country). Niestety, zupełnie nie wiadomo gdzie i kiedy toczą się kolejne wyścigi. Ale po co komu ta wiedza w dobrych wyścigach?
Grywalność tytułu stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. W wielu recenzjach
często zaniżano ocenę końcową tylko ze względu na wtórny pomysł wyścigów.
Tak, jakby w tym czasie CD32 (gra miała swoją premierę właśnie na tej
konsoli) zalewała cała fala równie dobrych "futuracerów" z widokiem z góry.
"Roadkill" jest dosyć wypośrodkowaną mieszaniną gry wyścigowej i strzelaniny, a
wszystko pływa w sosie dobrej zręcznościówki. Paralaksowy przesuw toru
względem otoczenia daje ciekawy efekt przestrzenny, zwłaszcza podczas jazdy po
przezroczystych, pokrytych siatką elementach toru. Gra się szybko i
niezwykle płynnie, samochody, w zależności od rodzaju pojazdu, mają lekko
różniące się parametry, których wartość praktycznie od początku do końca gry
będzie stała - nie ma tu żadnej możliwości rozbudowy auta. Wyścig podobny
jest nieco do formuły 1 - bolid z wyścigu na wyścig wewnętrznie i zewnętrznie
pozostaje bez zmian od strony technicznej. Różnica polega jedynie na tym, że
do boksu trafiamy w celu odbudowy stanu pancerza, a nie żeby
dotankować lub zmienić opony. Formuła reaguje na ruchy pada/joysticka
dynamicznie i dosyć precyzyjnie, trakcja jest na tyle dobra, że wejście
bokiem w zakręt i efektowny poślizg nie sprawi nikomu wiele problemu.
Utrudnieniem może okazać się sterowanie charakterystyczne dla wyścigów
wzorowanych trochę na "Micro Machines", ale można się do tego przyzwyczaić.
Poza sporadycznie występującym niby "wybuchem" silnika, nie udało mi się znaleźć poważniejszych błędów w trakcie gry (czasem zdarzyło się, że samochód już na początku wyścigu nie dawał się rozpędzić pomimo włączonej automatycznej skrzyni biegów. Jednak po utracie "życia" wszystko wracało do normy). Dla mnie gra od samego początku mocno kojarzyła się z grą na fliperze i zdobywaniem kolejnych bonusów czy tzw. "jackpotów". Tu profity zarabia się również za dobre trafienie oraz dodatkowo za zepchnięcie przeciwnika na ścianę najeżoną kolcami albo uzbrojoną minę (bynajmniej nie psią). Z całą pewnością oprócz pieniędzy zapewni Ci to wiele radości, zarówno podczas, jak i po wyścigu. Ważną rzeczą jest, aby wcześniej poćwiczyć i upewnić się co znajdziemy na torze. Przy odrobinie strategii i sprytu będzie można wpuścić kogoś w niezłe "maliny", a samemu zainkasować za ten czyn porządną sumkę. Dodatkowym, często wytykanym mankamentem gry, był brak opcji współzawodniczenia w co najmniej 2 osoby. Z mojej strony mogę nadmienić, że w odróżnieniu od wielu, nawet teraźniejszych tytułów, gra świetnie broni się na polu rozgrywki dla jednego gracza. Dobry klimat, szybka, ładna i płynna grafika skutecznie rekompensuje wyżej wymieniony brak. Poza tym zawsze można grać na przemian. W tym miejscu pojawia się chyba jedyny, zauważalny, słaby punkt programu. Pomimo gromadzenia zawrotnych sum wypłacanych w ślicznych, zielonych banknotach i złotych sztabkach, gra nie ma żadnej możliwości wydania tych pieniędzy (chyba, że nazywamy się Sknerus McKwacz i mamy radochę z góry niewydanych banknotów). Auta nie da się rozbudować ani dokupić do niego żadnej dodatkowej części. Szkoda, że pominięto ten drobny szczegół, który moim skromnym zdaniem mógł jeszcze dodatkowo znacząco wydłużyć żywotność programu. Jak na ironię, tablica rekordów również nie jest zapisywana na stałe w pamięci konsoli. Wpisy istnieją tylko do czasu wyłączenia gry (wersja zainstalowana przy wykorzystaniu WHDLoad pozwala na zapisywanie tablicy wyników na dysk).
Jak na program pisany pod kości AGA grafika w grze jest dobra. Gustowna,
przemyślana i przede wszystkim, pomimo małych szczegółów, czytelna. Jak
przystało na produkcję obfitującą w wiele scen przesiąkniętych przemocą,
szata graficzna zapewne nie miała za zadanie uderzać po gałkach ocznych
feerią ślicznych, cukierkowych barw, ale w jasny sposób podkreślać wyprany z
uczuć, bezwzględny klimat miejsca wydarzeń. Stąd raczej dominacja odcieni
srebrzysto-zimnej stali i szarości betonu, skontrastowana z żywymi kolorami
porozklejanych reklam, wybuchów, porozrzucanych tu i tam "dopałek". Widoku
czerwonej krwi rozchlapywanej przez koła pojazdów w ogóle nie ujrzymy.
Widzimy grę wprost z góry, samochodzik jest mały, ale ładny. Ma sporo
malutkich szczegółów, odblasków, specyficznych malowań itp. Poza tym kilka
jego klatek jest animowanych, co dodaje mu trochę więcej dynamiki. Ciekawie osiągnięto pewien efekt, który sprawia, że mamy poczucie startowania w
coraz bardziej prestiżowych zawodach. Trasy na początku gry są zachlapane
olejem, popękane, brudne (można by rzec bardziej ubogie). Następne etapy
witają nas już lepszą nawierzchnią, bardziej zadbanym otoczeniem i, co za tym
niechybnie idzie, większa ilością wbudowanych urządzeń uprzykrzających nam
życie lub pomagających nam w eksterminacji obcych bolidów. Ciekawostką
jest interakcja z otoczeniem naszej formułki - zderzenia z bandą (bynajmniej
nie skinheadów) owocują niewielkimi, ale zawsze, wgnieceniami (oczywiście
tylko w tych miejscach, gdzie bandy nie są oklejone reklamami). Zniszczenia
te pozostają do końca wyścigu.
Strona dźwiękowa występująca podczas gry jest bardzo dobra. Muzyczny utwór na
wprowadzenie jest na tyle melodyjny i ciekawy, że można go słuchać bardzo,
bardzo długo i często. Wszystkie utwory pojawiające się w grze oscylują w
gatunku "electro-techno-rocku". Miło się tego słucha. Reszta efektów
dźwiękowych, takie jak wybuchy, kolizje, są także bardzo dobrej jakości. Na
szczególną uwagę zasługuje przejmujący głos komentatora. Jego słowa są
wyraźne, a ton niektórych tekstów może sprawić, że poczujemy przyjemne (lub
nie) ciarki na plecach ("Take his life!"). Podczas wyścigu słychać głównie
dźwięk silnika przerywany okrzykami tłumu, odgłosami walki, wybuchów itp. Za
każdorazowe trafienie przeciwnika dostajemy nagrodę w postaci bonusów, a po
kilku celnych strzałach w samochody przeciwników usłyszymy "jackpot".
Następnie silnik jakby milknie i słychać muzykę, która niejako odlicza czas
do kolejnego trafienia, które zafunduje nam "super jackpota". Mnie osobiście
bardzo przypadł do gustu dosyć krótki utwór pojawiający się tylko podczas
wpisywania się do tablicy najlepszych. Jest mocno klimatyczny,
szczególnie dźwięki wplecionej elektrycznej gitary. Całość, chociaż nieco skromnej (raptem kilka melodii, które można policzyć na palcach
jednej ręki), oprawy muzycznej oraz nieliczne dodatkowe efekty dźwiękowe zasługują na przysłowiową szkolną piątkę z plusem.
"Roadkill" powstał w wersji dla CD32 (na płytce CD) oraz dla Amigi 1200 (na
dyskietkach). W przypadku wersji CD gra nie korzysta z żadnych dobrodziejstw
wbudowanej pamięci na zapisy. W zamian za to, autorzy uraczyli nas systemem
kodów. Rozwiązanie może trochę mniej wygodne, ale da się to przeżyć z uwagi
na to, że nieczęsto trzeba wprowadzać sekwencje znaków do poszczególnych
części gry. Niespodzianką może być użycie komendy przyspieszającej działanie
napędu CD do pełnej, "podwójnej" prędkości. Miało to chyba umożliwić szybsze
wczytywanie kolejnych etapów. W każdym bądź razie, płyta w napędzie kręci
się trochę szybciej (a co za tym idzie - głośniej) niż zwykle...
Podsumowując, "Roadkill" jest całkiem niezłą, dosyć udaną produkcją z gatunku wyścigówek lub "ścigałek" (jak zwano takie gry na moim podwórku). Niestety jest programem osadzonym w dziwnych, przyszłościowo mrocznych realiach, które jednym przypadną do gustu, a innych od razu odrzucą. Mnie osobiście przyciągnął do gry nieziemski, futurystyczny i drapieżny wygląd bolidów. Jeśli chodzi o rozrywkę, program jest dosyć prosty. Nigdy nie wyobrażałem sobie sequela tej gry, który i tak nie powstał. Co prawda, w późniejszym czasie, na PC trafiła gra "Deathkartz". Już w pełnym 3D, lecz jakimś dziwnym sposobem wygląd bolidów oraz klimat był bardzo zbliżony do amigowego "Roadkill". Była to jednak już zupełnie inna gra. Szkoda, że w swoim czasie "Roadkill" został dosyć mocno skrytykowany i obrzucony zarzutem wtórności. Zarzutem bzdurnym, gdyż według mnie na platformie amigowej nie spotkałem już nigdy równie dobrze zrealizowanych, tak klimatycznych wyścigów o mocnym zabarwieniu science fiction, a zwłaszcza z widokiem z góry.
Widniejący slogan reklamowy na pudełku gry głosi: "Chciałbyś zginać bolesną i brutalną śmiercią? W takim razie "Roadkill" to twoja gra!" Jeśli po krótkim czasie poczujecie, że zostawianie za sobą kolejnych płonących wraków bolidów, ku uciesze tłumu rodem z Koloseum, sprawia wam niebywałą radość, a nawet lubieżną przyjemność, to "Roadkill" będzie właśnie waszą grą!
Roadkill - Acid 1995 | ||||
![]() |
80 | ![]() |
3 lub 1 CD | ![]() |
![]() |
80 | ![]() |
AGA lub CD32 | |
![]() |
90 | ![]() |
||
![]() |