Pin-Ball. Jakakolwiek z gier rozgrywanych najczęściej na poziomej płaszczyźnie (stole), której głównym celem jest wystrzelenie małej bili, dzięki sprężynie umiejscowionej w bocznym tunelu i sprawienie by turlając się zgodnie z nachyleniem płaszczyzny, uderzała o "grzybki", rampy, tunele i tym podobne, elektronicznie naliczając punkty dla satysfakcji grającego.
"Pinball Dreams", pierwszy pinball, który wyszedł spod opiekuńczych skrzydeł swojego wydawcy 21st Century Entertainment, a będący dziełem Digital Illusions, usadowił się solidnie w pamięci niejednego amigowca. Kolejne, może nie były już tak świeże, lecz mniej lub bardziej skutecznie, dostarczały solidnej dawki "miodu". Zarówno jednak, ten pierwszy jak i każdy następny, były tylko maleńkimi "zajawkami" przed dziełem, które ukazało się, niechybnie dzięki doświadczeniu twórców.
Już intro, jak i fakt istnienia menu głównego, nie jest standardem w opracowywaniu pinballi komputerowych. Wczytywanie rozpoczyna się (przytoczonym na początku), wręcz encyklopedycznym wyjaśnieniem definicji "gier w kulkę rozgrywanych na stole", po czym następuje przedstawienie ludzi zaangażowanych w stworzenie gry. Świetny moduł muzyczny, przygrywający w takt pojawiających się kolejnych nazwisk, co często jest tylko nudnym, nie wartym zobaczenia i niepotrzebnym motywem, tutaj jednak oglądany z równym zaangażowaniem co dobra produkcja scenowa.
Po wstępie, zobaczymy (i usłyszymy) równie dobrze udźwiękowione menu główne, wraz z kilkoma opcjami dotyczącymi nagłośnienia, rozdzielczości i... przedefiniowania klawiszy (!!!). Ten jakże niechętnie udostępniany, a jakże przydatny patent, docenić można kiedy rozwalimy już sobie standardowo ustawione "alty" (co nie było mi jeszcze dane uczynić) i możemy zmienić na jakiekolwiek inne.
Tak więc po wizycie w opcjach, żegnamy się, zapisując sobie ewentualne zmiany i wybieramy to, po co w końcu tutaj jesteśmy: "stół"...
Zwyczajowo, do wyboru mamy cztery "punkty rozkoszy", które zniewalają unikalnym klimatem i zadziwiającą grywalnością. Umiejscowiono je w równie banalnych, co interesujących "światach". Pierwszy z nich - "Mean Machines" - to wyścigi, zarówno formuły jeden, jak i motocross porywające szaleńczym pędem żądzy o pierwsze miejsce. Największą atrakcję stanowi rozgrywany na górnym wyświetlaczu, za pomocą łapek, wyścig, który kończy się, niestety, równie szybko co zaczyna. Kolejny - "The Pirate" - przenosi w czasy, kiedy korsarze rządzili morzami, syreny omamiały swym wdziękiem i pięknym śpiewem, a bunt kończył się zazwyczaj wyrzuceniem za burtę. Trzeci stół to "Ace of Space". Teleportuje nas do daleko idącej przyszłości z domieszką kultowych "Gwiezdnych Wojen". Możemy sobie hakować sieć, postrzelać do asteroidów czy speederów oraz walczyć na miecze świetlne i atakować Gwiazdę Śmierci! Ostatnim stołem jest "Night of the Demon", który pozwala poczuć się jak prawdziwy zabójca zombiaków, niszczyciel, mściciel i pogromca duchów w jednej osobie. Najdowcipniejszym, moim ulubionym motywem, jest gdy kula odbija się od górnych grzybków, a szczególnie gdy zaznaczymy widoczne kawałek wyżej trzy "szóstki").
Muzycznie, jak już można się było przekonać, gra jest doskonale opracowana: świetny główny motyw, inny na każdym "stole" a najprzeróżniejsze jego wariacje i remiksy w podgrach wpadają w ucho (szczególnie podoba mi się "żązanie" gitarowych riffów) i pozostają tam dosyć długo. Różnorodność i jakość każdego dźwięku odgrywanego w dowolnym momencie, stawia pod znakiem zapytania konieczność zakupu napędu CD, skoro "coś takiego" (jak określił to mój znajomy) dokonano "za pomocą" dyskietek.
Tak właściwie to nie ma się czym zachwycać... nie w porównaniu ze śliczną grafiką wylewającą się z tafli ekranu. To, co osiągnięto dzięki dogłębnemu poznaniu możliwości niedocenianych, wyklętych, przestarzałych i najzwyklejszych w świecie, starych dobrych kości AGA, zasługuje na miano takiego "małego arcydziełka komputerowego". Najlepsze jednak nastąpi po zdobyciu bonusa w stylu "Multiball" na dowolnym stole... Dodam tylko, że normalnie widzimy około 1/4 stołu, a w tym trybie obraz przechodzi do tzw. Hi-Resa, co daje nam wgląd na jakieś 3/4 - czyli prawie cały stół!
Kluczem do sukcesu w grze, oprócz doskonałego opanowania siły i kierunku wybicia kuli, jest umiejętne stosowanie tzw. "tiltów", czyli lekkich "puknięć" w "obudowę" automatu. Normą jest potrząśnięciem z dołu do góry, a nieczęstym patentem - od lewej do prawej. Wiele, powtarzam, wiele razy uratuje to naszą bilę przed jakże częstymi upadkami w boczną lub środkową "strefę śmierci". Niestety, mimo wszystko wydaje mi się z lekka podejrzane i zbyt często mające miejsce wypadanie bili w najmniej odpowiednich momentach. To, co się dzieje w niektórych momentach, jest nie do opanowania i bile padają jak kaczki. To największa, ale i jedyna znana mi wada gry - ale cóż to dla prawdziwych graczy?
No właśnie. Gracze którzy pobiją już "żałosne" (?!?) wyniki ustanowione prawdopodobnie przez autorów, mają szansę porównać je, z wynikami innych graczy dzięki Aminetowi. Znajduje się tam parę programików wraz z tabelą najlepszych rekordów, umożliwiających porównanie i połączenie najlepszych pięciu z każdego stołu. Uprzedzam jednak lojalnie, że można się przerazić i radzę robić to wyłącznie na własną odpowiedzialność i tylko jeśli sądzimy, że mamy naprawdę gigantyczny wynik punktowy. W rywalizacji może również pomóc strona znajdująca się na naszym serwerze - http://pinballs.ppa.pl.
Slam Tilt - 21st Century/Liquid Dezign 1996 | ||||
100 | 5 | |||
100 | ||||
100 | ||||