No to i kilka słów ode mnie o "When We Were Knights".
Wiedziałem, że tym razem będzie to jakiś zamglony krajobraz z dużą ilością chmur i "czymś/kimś" stojącym po lewej stronie. Na początku chciałem zdecydować się na format / aspekt panoramiczny, ale finalnie z tego zrezygnowałem, pozostając przy koszernym amigowym lowresie.
Zabawę rozpocząłem od chmur, których rysowanie zawsze sprawiało mi największą przyjemność, bo nie trzeba przy nich szczególnie dużo myśleć ;) Mimo dużej ilości czasu, który poświęciłem na analizy zdjęć różnych krajobrazów, pewnym wyzwaniem okazało się dla mnie oddanie głębi i poczucia odległości, podobnie jak refleksów w wodzie i gór. Trochę się nawet przeprosiłem z trybami rysowania soften i dither w Pro Motion, których użyłem do wstępnych rozmyć na wodzie.
Postać po lewej to finalny rezultat różnych prób na ciekawe zagospodarowanie tej strony obrazu, a jednocześnie nawiązanie do moich wcześniejszych prac i zalążek całkiem innej pracy, która nigdy nie została przeze mnie ukończona. Dla zrównoważenia kompozycji zdecydowałem się dodać również jakiś mocny akcent po prawej. Tutaj "ślepych uliczek" i chybionych pomysłów było jeszcze więcej, ale finalnie stanęło na "mrocznej wieży".
Poniżej kilkanaście work stagów ułożonych na szybko w animacje. Rysuję w sposób mało liniowy i dość chaotyczny, a do tego mam "niebezpieczną tendencję" do skupiania się na szczegółach, nie pracując "równomiernie" nad całym obrazem (wynika to z mojego braku cierpliwości), dlatego wybrałem takie etapy, aby ukazać jakąś tam liniowość. Chybione uliczki, wstępne próby kompozycji, boksowanie się z paletą itd. pominąłem, aby nie potęgowac chaosu.
Jeszcze kilka słów odnośnie palety. Zazwyczaj, tak jak większość grafików, ustawiam poszczególne grupy kolorów od jaśniejszego odcienia do ciemniejszego, a następnie - w zależności od potrzeb - dodaje raz, po raz kolory pośrednie dla ustawionych wcześniej przedziałów.
W zasadzie inaczej się chyba nie da, ale tym razem zależało mi na tym, aby uzyskać bardziej "malarski" efekt. Chciałem aby finalna praca bardziej przypominała obraz olejny, niż amigowy pixel art. Wyszedłem z założenia, że kluczem do osiągnięcia tego efektu będzie - po pierwsze - dość stonowana, mało soczysta, nieco monochromatyczna paleta (ale też bez przesady), a po drugie "wymieszanie" kolorów w taki sposób, aby odbiorca odniósł wrażenie, że wszystkie kolory wzajemnie się przenikają i dość równomiernie wypełniają cały obraz.
Podczas pikselowania najczęściej używa się jedynie dwóch klawiszy służących do przeskakiwania na kolor następny i kolor poprzedni w danym odcieniu. W celu wymieszania kolorów, postanowiłem więc pracować przez większość czasu na całej palecie posortowanej według jasności (patrz obrazek z paletami, dolna połowa). Przyniosło to czasem zaskakująco ciekawe rezultaty kolorystyczne.
Carrion pytał wyżej, czy paleta była efektem tuningu, czy była od razu ustalona. Paleta była wielokrotnie poddawana obróbce w całości - i to też jest u mnie pewna nowość, bo wcześniej nad paletą aż tyle się chyba nie "znęcałem". Do modyfikacji palet używałem starego poczciwego Paint Shop Pro 7, który zresztą wygrałem kiedyś na jakimś party. Program ten jest dość siermiężny, ale ma fajną cechę, która pozwala na dokonywanie operacji na całej indeksowanej palecie (nasycenie, kontrast, zmiany składowych itd), bez zniszczenia kolejności kolorów i samej palety. Trzeba tylko pamiętać, aby po każdej takiej modyfikacji naszą paletę znów zredukować do OCS'owych 12 bitów (a czasami po takiej "zabawie w tuning" okazuje się, że jakieś dwa sąsiednie kolory stają się tak do siebie podobne, że po konwersji zlewają się ze sobą stając się nie do odróżnienia).
A, i jeszcze coś, tytuł pracy został zainspirowany filmem dokumentalnym o tym samym tytule. Ten 10 minutowy dokument, który jest w całości
dostępny w sieci wywarł na mnie spore wrażenie, a grafika luźno do niego nawiązuje.